środa, 21 grudnia 2011

Recenzja: "Nowy wspaniały świat" - Aldous Huxley.

Tytuł: "Nowy wspaniały świat".
Seria: Brak kontynuacji.
Autor: Aldous Huxley.
Tłumaczenie: Bogdan Baran.
Ilość Stron: 254.
Wydawnictwo:Muza.

Opis Wydawcy:
Nowy wspaniały świat to jedna z najsłynniejszych antyutopii w literaturze XX wieku. Przedstawiona w powieści Huxleya wizja przyszłego społeczeństwa, które osiągnęło stan całkowitego zorganizowania i zrealizowało ideał powszechnej szczęśliwości, jest wizją przerażającą. W roku 2541 (czyli w 632 roku nowej "ery Forda") obywatele Republiki świata powstają w rezultacie sztucznego zapłodnienia i klonowania. Od niemowlęcia poddawani są wszechstronnemu psychologicznemu i biologicznemu warunkowaniu - po to, by w wieku dojrzałym stać się cząstkami kastowej społeczności, złożonej z pozbawionych wyższych uczuć ludzkich automatów. Czy ten "nowy wspaniały świat", w którym dominuje seks, prymitywne rozrywki, narkotyk soma, jest tylko zrodzoną w wyobraźni pisarza fantasmagorią?...



"Każdy należy do każdego. " 


W równym rzędzie pod oknem, stoi kilkadziesiąt inkubatorów i butli. A w nich małe dzieci, niemowlęta. Po sali niesie się potworny huk, stworzenia zamknięte w sztucznych miniaturowych pomieszczeniach, wiją się z bólu, usiłują wydostać z klatek i uciec jak najdalej od swych oprawców. Po drugiej stronie siedzi grupka studentów. Notują pilnie, okulary zjeżdżają im na czubki haczykowatych nosów, na czołach perli się pot. Rozbrzmiewa surowy głos dyrektora i już wszystko jest jasne, już wiadomo dlaczego budzi się w niemowlętach wstręt do literatury, niechęć do botaniki. 'To wszystko niższa kasta' - oznajmia triumfalnie, oddychającym z ulgą uczniom;oni należą do uprzywilejowanej grupy, nie będą poddawani trudom morderczej pracy przez resztę życia. A ci których to czeka, będą harować z uśmiechem na ustach. Konać z twarzą wykrzywioną dziwnie optymistycznym grymasem. Mężczyzna wychodzi i trzaska drzwiami. Kieruje się ku domowi, ale po drodze z uciechą obserwuje parę siedmiolatków, oddających się w skupieniu pierwszej grze miłosnej. Przymyka oczy, przetrząsa kieszenie poszukując narkotyku soma. Wystarczy tylko odrobina, a świat staje się jeszcze lepszy. O ile to w ogóle możliwe. Czyż może istnieć świat lepszy i doskonalszy niż ten ? "Nowy wspaniały świat" nie jest w żadnym calu nastrojową, wypełniającą nadzieją, romantyczną opowieścią o miłości, własnych wyborach i wolnej woli. To ostre, brutalne, wyuzdane Społeczeństwo, które na dobre spędzi sen z naszych powiek. To świat w którym każdy należy do każdego, świat pozbawiony granic,świat w którym pozwolono na wszystko, zatarto granice, kontrolując jednocześnie każdy najdrobniejszy ruch jednostki. Ta książka, ta historia to gra. Jesteś gotów w nią zagrać ? Zapraszam do nowego, wspaniałego świata  ! 


O dziele Aldousa Huxleya, pomimo tego, iż powstało w wieku XX, czyli - sami przyznacie - realiach stosunkowo odległych, zwłaszcza biorąc pod uwagę komercyjność i treść dzisiejszych powieści, których Autorzy każą nam zanurzyć się  w futurystyczną, odległą przyszłość, sporo się ostatnimi czasy mówiło. Historia o której wszyscyśmy zapomnieli, ożyła na nowo i doszczętnie zrujnowała  współczesne opowieści w jakikolwiek sposób dystopijne. Wiedziona ciekawością, sięgnęłam już dawno po "Nowy wspaniały świat" i absolutnie pochłonęły mnie fragmenty, które z taką pasją podczytywałam. Gdy na moich półkach pojawiła się książka, będąca już wyłącznie moją własnością, ani przez chwilę nie wątpiłam, że okaże się prawdziwie genialna i do reszty zawładnie moimi uczuciami. I przyznam, że patrząc po swoim własnym przykładzie, trochę smutno mi, że niekiedy z premedytacją wyrzekamy się wszystkiego co minione, a klasykę stanowią w naszym mniemaniu jedynie mdłe i odpychające lektury omawiane w szkole. Że chłoniemy współczesność i zasadniczo ograniczamy się tylko do niej, a wspaniałe i zachwycające pozycje pokrywają się kurzem. Czy szkoda nam na nie uwagi, czasu ? A może po prostu klasyki się boimy ? Przyznam, że nie dziwią mnie obiekcje Czytelników, dotyczące klasyki literatury, w tym i arcydzieła Huxleya. Nie dziwią mnie obawy przed niezrozumieniem treści, strach, że okaże się dla nas zbyt trudna, zbyt głęboka. Apeluję jednak do wszystkich, którzy podobnie podchodzą do sprawy - "Nowy wspaniały świat" to nasza dzisiejsza społeczność ukazana w krzywym zwierciadle, zobrazowane troski i niepokoje nękające ludzkość, my sami, szmat czasu  wcześniej. Traktat o dążeniu do poczucia szczęścia, którego nie należy się lękać. Po prostu trzeba go przeczytać. 


"To, co teraz wam powiem, może brzmieć niewiarygodnie. Jednakże jeśli nie jest się obznajomionym z historią, większość faktów z przeszłości brzmi niewiarygodnie. Wyłożył im więc tę zdumiewającą prawdę. Przez bardzo długi okres przed narodzinami Pana Naszego Forda, a nawet przez szereg pokoleń później, dziecięce gry erotyczne uważano za nienormalne (ryk śmiechu);nie tylko nawet za nienormalne - wręcz za niemoralne (nie może być); dlatego surowo je tępiono. Na twarzach słuchaczy pojawił się wyraz niedowierzania. Nie pozwalano się bawić biednym dzieciakom ? Nie mogli uwierzyć. 
- Nawet młodzieży - mówił dyrektor RiW -  Nawet młodzieży takiej jak wy...
- Niemożliwe ! 
- Prócz odrobiny ukrytego autoerotyzmu i homoseksualizmu nie pozwalano na nic.
- Na nic ? 
- Zwykle aż do dwudziestego roku życia. 
- Dwudziestego ? - zawtórowali studenci, chórem głosów pełnych najwyższej niewiary. 
- Dwudziestego - potwierdził dyrektor. - Uprzedzałem, że uznacie to za niewiarygodne. "


Wystarczy tylko otworzyć książkę, przewrócić pierwszą kartkę, by odbyć przewrotną i fascynującą podróż, nieznającą ram ani granic czasowych. Z roku 1932, przenosimy się bowiem dobre sześćset lat naprzód, lądując nagle w idealnym, uporządkowanym świecie. Nowym i wspaniałym. To społeczeństwo perfekcyjnie zorganizowane, pełne detali, niepozwalające sobie na najmniejszą nawet sprzeczność. Wprowadzony został podział ludności na pięć różniących się od siebie kast, wyznaczających poziom i warunki  życia danej grupy. Wyjątki nie są uznawane, a przyszłość każdego mieszkańca, zostaje szczegółowo zaplanowana i omówiona. Nie ma tu miejsca na życiowe wybory, czy moralne rozterki - Twoje życie zostało ustalone za Ciebie. Czy więc przeżyjesz je, Ty sam ? A może i w tym wyręczy Cię ktoś inny ? 


"Nowy wspaniały świat" jest książką, o której napisanie kilku rozsądnych, poukładanych słów, jest iście diabelskim zadaniem. Życzę wszystkim miłośnikom powieści na całym świecie, by było więcej lektur tak poruszających, zapadających głęboko w serce i skłaniających do tak wielu, wielu refleksji. Ta powieść, stanowi całkowite zaprzeczenie wizerunku antyutopii, jaki przyjęliśmy w obecnych czasach, za sprawą współczesnych Autorów tychże, tak dzielnie okupujących rynek wydawniczy. W pełni rozumiem naszą,społeczną fascynację tematem  niezwykle ciekawym, jakim jest odległa przyszłość, jak również oczywiste są dla mnie powody wybuchu tak wielkich namiętności. Dystopijne baśnie mają niesamowity klimat, w dużej mierze są po prostu traktatem o wolności, przełamywaniu słabości i wyborach, przy czym doprawione są często sporą dozą ciepła, optymizmu, pozwalają uwierzyć w lepsze jutro. Czy więc "Nowy wspaniały świat" poruszający wszystkie te kwestie, a jednocześnie demaskujący fałsz i hipokryzję ludzkości, niebędący delikatną i ugrzecznioną wersją antyutopinej rzeczywistości, przypadnie  XXI wiecznemu Czytelnikowi do gustu ?


Huxley, w swym tworze od początku do końca zachował obiektywność. Tylko tyle i aż tyle. Zaprezentował nam nie tylko plejadę ludzkich charakterów, ale także swoiste starcie dwóch stron. W pewnym momencie, orientujemy się, że nie podetknął nam pod nos strony dobrej i złej, a postawił przed paskudnie ciężką decyzją, na nasze barki złożył wszelkie orzeczenia. Jedną stronę reprezentuje Społeczeństwo, do bólu idealne, drugą zaś bohater wprowadzony z zupełnie innego świata, nieznający tamtejszych obyczajów i norm społecznych Dzikus. Zasadniczo, cała książka ma za zadanie przedstawienie nam nowej rzeczywistości Huxleya i w pewnym sensie, dziwacznej karuzeli, na której kręci się nowa postać  i cała reszta Społeczeństwa ujęta w jeden nawias. Kto pierwszy się podda, kto pierwszy z niej zsiądzie ? Autor tej historii, nie osądza, nie moralizuje, nie ocenia. Nie mogę zgodzić się z zasłyszanymi opiniami, podług których  "Nowy wspaniały świat" jest ostrzeżeniem, przestrogą na przyszłość, nie. To jedynie alternatywna wizja świata, poniekąd propozycja tego co może się wydarzyć, a jednocześnie przerażająca jest prawdziwość książki. Bo ten nowy, wspaniały świat, to nic innego jak nasze dzisiejsze realia. I dlatego, nie jest to ostrzeżenie, to wszystko już się dzieje. Dzisiejsze społeczeństwo wcale nie jest lepsze, od tego opisanego w dziele Huxleya. Ogromne brawa należą się mu właśnie za  bezstronność, za wbrew pozorom, niezwykle prosty i klarowny przekaz, skryty pod lekko filozoficznym wydźwiękiem. 


Ta powieść, niejako zmusiła mnie do wysnucia bardzo dziwnych refleksji. Z założenia - i nie sądzę, by chodziło o zamysł Autora, ten swego rodzaju schemat wytworzył się pośród rzeszy odbiorców - książka miała nas przerazić, pouczyć, sprawić, że zaczniemy bardziej cenić dzisiejszą codzienność, ja zaś odebrałam ją  w zupełnie inny sposób. "Nowy wspaniały świat" sprezentował  mi inny wariant, zmodyfikowaną wersję rzeczywistości, która - o dziwo - nie została przeze mnie uznana za odrażającą, po skończeniu lektury nie powzięłam postanowienia o robieniu wszystkiego, by nasze społeczeństwo nigdy nie osiągnęło tak wysokiego etapu rozwoju. Bo, czy rzeczywiście wizja Huxleya jest tak bardzo zła ? Czy jego świat nie jest o wiele prostszy ? Przez głowę przelatują mi moje aktualne zmartwienia, obawy i myślę, że w Erze Forda nie uświadczyłabym tego. Bylibyśmy uwarunkowanymi i zaprogramowanymi klonami, ale w nas nie budziłoby to trwogi, bowiem nie znalibyśmy innego świata. Cóż więc jest w nim aż tak przerażającego ? Dlaczego odpycha nas myśl o narkotyku soma, ustawicznych zmianach partnerów  i przynależności do kast ? Dlaczego uważamy, że ten świat jest lepszy od dystopii Huxleya ? Czy nie czulibyśmy się bardziej spełnieni w miejscu, gdzie każdy swoją pracę wykonuje z radością i jest człowiekiem szczęśliwym, niezależnie od statusu majątkowego i roli odgrywanej w społeczeństwie ? I jak właściwie brzmi definicja szczęścia ?  Aż do teraz, te pytania zaprzątają moją głowę i zastanawiam się... czy kiedykolwiek będzie mi dane poznać na nie odpowiedź. 


"Wolność jest nieefektywna i przykra. Wolność to okrągły kołek w kwadratowej dziurze. " 


Narracja z perspektywy osoby wszechwiedzącej i zadziwiająca konstrukcja świata przedstawionego, to zdecydowanie jedne z największych plusów tej książki, przy czym nie są to jedyne zalety jakimi "Nowy wspaniały świat" może się poszczycić. Powieść, jest nie tylko spójną i perfekcyjnie dopracowaną całością, ale przede wszystkim woluminem stosunkowo mało obszernym. Wydawać by się mogło, że w tak krótkiej opowieści, Autor nie będzie sobie zawracał głowy spokojną i nieśpieszną akcją, a od razu wkroczy na głęboką wodę i rzuci nas w wir wydarzeń. Jeśli chodzi o ten aspekt, spotkało mnie niemałe rozczarowanie, bo choć przygodę zaczynamy wręcz z marszu, stopniowo emocje i prędkość spadają, a wszystko płynie wolnym, ułożonym rytmem. Poniekąd, można tę pozycję traktować jedynie jako opis fantasmagorii twórcy. Jakby w jego umyśle zrodziła się taka fantazja i postanowił natychmiast przelać ją na papier, nie bacząc na inne elementy właściwe dla dzieła literackiego. Nie odbieram jednak tego jako wady - raczej jako interesujący i dobrze wykonany zabieg, czyniący książkę jeszcze ciekawszą. Autora charakteryzuje całkiem przyzwoita lekkość pióra, posiada on również wspaniałą umiejętność splatania prostego, nieskomplikowanego w odbiorze języka, z ciężko brzmiącymi, nieco bardziej 'naukowymi', mówiąc po ludzku, pojęciami. 


"Matki i ojcowie , bracia i siostry. A oprócz tego mężowie, żony, kochankowie. Prócz tego monogamia i miłość. Choć wy zapewne nie wiecie, co to jest. (...) Rodzina, monogamia, miłość. Wszędzie wyłączność, wszędzie zawężanie pola penetracji, rygorystyczne kanalizowanie popędu i energii. A przecież każdy należy do każdego. " 


Tę publikację można czytać jako jedną z tysiąca wersji dystopijnego świata, wieloznaczną historię o istocie człowieczeństwa, czy okrutną i niesmaczną opowieść o Republice pozbawionej granic. Możemy również uznać ją za żywy portret nas samych i dzisiejszej mentalności. Niezależnie od interpretacji poszczególnych jednostek, "Nowy wspaniały świat" pozostaje tym, za co uznaje się go już od tylu lat - jednym z najlepszych  i najznamienitszych dzieł, nie tylko XX wieku. 


"Nowy wspaniały świat" nie jest książką która oczaruje absolutnie każdego. Jest historią kontrowersyjną, dziwną, momentami zahaczającą o groteskę, kształtującą światopogląd  i wzbudzającą wśród odbiorców bardzo skrajne emocje. Nie znam dwóch osób, które odebrałyby tę powieść w taki sam sposób i chyba właśnie to, czyni ją tak doskonałą,nietuzinkową i magiczną. To nie jest historia wzbudzająca szeroki uśmiech na twarzy, czy nieposkromiony chichot. Możliwe, że nie wywoła w Was, nawet odwrotności tego. Bardzo prawdopodobne, że będziecie ją czytać absolutnie beznamiętnie. Czasem tylko, odłożycie na bok lekturę, rozpaczliwe usiłując zapanować nad chaosem jaki w Was wywołała. To nie jest historia ze szczęśliwym zakończeniem. Ale chyba zgodzicie się ze mną, że najsłynniejsze i najgenialniejsze utwory w dziejach literatury światowej, rzadko kiedy kończyły się dobrze. 


Końcowa Ocena: 6/6.


Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Muza,za co serdecznie dziękuję. 


***
Jak widzicie, zaczynam pomału nadrabianie zaległości... 

czwartek, 15 grudnia 2011

Coś się kończy, coś się zaczyna. ;)

Kochani,
Na początek zaznaczę, że ten post wcale nie ma być mieszaniną moich jęków, płaczów, nie. Chciałam Wam, a może przede wszystkim sobie, napisać jak wygląda teraz u mnie sytuacja. Wiecie, wydaje mi się... wydaje mi się, że nie nadaje się do pisania recenzji. Nie umiem, nie powinnam. Widzę w nich coraz więcej mankamentów, błędów rzeczowych, gramatycznych, czy - o zgrozo - stylistycznych. Jestem w takim nastroju, że nawet brak jednej głupiej literki wywołuje u mnie potok łez. I może słusznie, w końcu owe literki, czy też ich brak, zmieniają często sens całego zdania, prawda ? Może to dlatego, że działam jak automat. Książka za książką, recka za recką i super. Póki co nie mogę zostawić bloga w świętym spokoju, bo mam wiele nieprzeczytanych książek i zaległych tekstów. To byłoby zwyczajnie nie fair, w stosunku do Wydawców którzy zaufali tej grafomance i powierzyli dane pozycje. ;)) Piszę, poniekąd, żeby się komuś wyżalić. I po to, by nikt się nie zdziwił, jeśli nagle zniknę. Postaram się w najbliższych dniach nadrobić najważniejsze zaległości, stopniowo wezmę się za te mniej naglące i myślę, że pożegnam się z blogosferą w pewnym stopniu. Ten blog cholernie dużo mi dał - między innymi to, że poznałam tutaj wspaniałych ludzi, z niektórymi na pewno będę utrzymywać kontakt jeszcze długo, długo... Nigdy nie towarzyszył mi zamysł "blog, bo darmowe książki'.Nigdy. Chciałam się dzielić swoimi przemyśleniami, chciałam mieć 'coś swojego' w internetowych odmętach. I choć to dopiero pół roku, czy coś około tego, myślę, że dojrzałam do tej decyzji, która wbrew pozorom, jest dosyć poważna. ;) Do Was na pewno będę często zaglądać, radości przeglądania Waszych stron sobie nie odbiorę. ;) I żeby naprawdę było jasne - to nie jest spektakularne pożegnanie, nie zanoszę się płaczem, nie oczekuję współczucia, ani niczego w podobnym guście. Jeśli po moich policzkach płyną łzy, to są to łzy szczęścia, nie smutku. Gdyby te pół roku temu, ktoś powiedział mi, że będę posiadać bloga, współpracować z kilkunastoma Wydawnictwami i dostawać niesamowite powieści, uśmiałabym się niezwykle. A dzisiaj, proszę. Nie chciałabym być traktowana, jako kolejna blogerka, której się znudziło i która odchodzi, bo Wydawnictwom skończyły się ciekawe książki. Jest masa książek które chciałabym przeczytać, masa Wydawnictw z którymi chciałabym pracować, masa tych, z którymi chciałabym współpracę zerwać, a mimo to odchodzę. Ten post nie jest równoznaczny z wielkim 'puf' i końcem notek. Notki będą, "recenzje" będą, zaplącze się stosik i moja biblioteczka. Ja nawet Wydawnictw jeszcze nie poinformowałam o końcu, bo dla nich to nie jest koniec. ;) Ogarnę co mam zaległego i tylko od czasu do czasu tu wejdę. Uśmiechnę się i pewnie powspominam stare dobre czasy. Dziękuję każdej jednej osobie, która zagościła tu choć przez chwilę. Dziękuję za każdy komentarz,za każde dobre i złe słowo, za wszystko. Może to brzmi śmiesznie, patetycznie i tak dalej, ale Kocham Was. Ogromnie dużo mi daliście. Cóż, skończył się jakiś etap w moim życiu. Ale zacznie się kolejny. Może kiedyś zacznę recenzować filmy, wydam własną książkę, a może nie napiszę już ani słowa. Może zapragnę znów wrócić do recenzowania, a Wydawnictwa pokażą mi drzwi. A może za kolejne pół roku, cała Polska będzie znała moje nazwisko. Nie wiem co będę robić, ale cała zabawa polega chyba odkrywaniu tego czegoś.

I jeśli choć jedna osoba zajrzy tu za jakiś czas, to mogę z całą pewnością oświadczyć, że było warto. To było najwspanialsze pół roku w moim życiu. Dziękuję !

Martyna.

wtorek, 6 grudnia 2011

Recenzja: "Dziewczyny z Hex Hall" - Rachel Hawkins.

Tytuł: "Dziewczyny z Hex Hall".
Seria: Nazwa nieznana (Tom I).
Autor: Rachel Hawkins.
Tłumaczenie:Agnieszka Fulińska.
Ilość Stron:301.
Wydawnictwo:Otwarte.

Opis Wydawcy:
Grzeczne dziewczynki idą do szkoły, niegrzeczne - do Hex Hall.

Czy jesteś grzeczną dziewczynką? Sophie Mercer zdecydowanie nie jest. Zbyt często wpada w tarapaty. Wreszcie "dla własnego dobra" trafia do Hex Hall, czyli szkoły z internatem dla czarownic, wilkołaków i elfów. W końcu Sophie to córka czarnoksiężnika. I wtedy zaczynają się prawdziwe kłopoty. Życie "nowej" nie jest usłane różami. Zwłaszcza gdy najprzystojniejszy chłopak w szkole jest już zajęty. A jego dziewczyna, choć śliczna i słodka, potrafi zaleźć za skórę jak mało kto. Jednak najgorsze wciąż przed Sophie. Ktoś zaczyna atakować uczniów, a podejrzenie pada na jej jedyną przyjaciółkę.



"Czymkolwiek ona jest, ty jesteś taka sama. "


"Mówiła matka:Nie chodź, o dziecię,
Zbyt blisko szybki, co w oknie świeci,
Bo możesz ujrzeć w szklanej przestrzeni
Twarz wiedźmy bladą, co w twą się zmieni,
Czerwone usta szepczące w ciszę
Zaklęcia, których lepiej nie słyszeć!" 

Są takie zaklęcia, których lepiej nie słyszeć. Pozwalają poznać sekrety, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. A Ty, jesteś najprawdopodobniej ostatnią osobą we wszechświecie, która powinna je poznać - i jak to w życiu bywa, napataczasz się na kogoś nieodpowiedniego i dowiadujesz o wiele za dużo. Za nim jednak to nastąpi, w wierze absolutnie dobrej, wiedziona chęcią pomocy słabszym i ciemiężonym (nie żebyś Ty sama taka nie była) rzucasz jedno, proste zaklęcie. Bardzo proste. Tak proste, że wszyscy obecni na sali gimnastycznej, w Twojej jeszcze normalnej szkole, postanowili się pozabijać. No i Ciebie też, korzystając z okazji. A ponieważ istnieje na świecie tylko jedno miejsce, gdzie cienie nieumarłych tańczą swój przerażający taniec na ścianach ponurego gmaszyska, kilkusetletni duch wyje doprawdy przeraźliwie,przenikając przez mury, wampiry pożywiają się w Twoim towarzystwie, nie bacząc na zasady higieny,  korytarzami przemykają olśniewająco piękne elfy, a czarownice szepcząc między sobą, ważą śmiertelnie niebezpieczne eliksiry i przywołują żądne zemsty demony... no, właśnie, czarownice. Jest tylko jedno miejsce w którym czarownica może czuć się bezpieczna. To znaczy nie narobić żadnych szkód i znajdować się pod kuratelą Rady Prodigium. Panie i Panowie, otwórzcie drzwi do miejsca gdzie wszystko jest możliwe, dobre stosunki pomiędzy kilkoma rasami to jedynie ułuda, a piękno często okazuje się być groźniejsze, aniżeli odpychająca brzydota... Witajcie w Hex Hall ! 


Powiedzcie szczerze, jakie pytanie niezmiennie  zadajecie sobie, ilekroć ujrzycie nową paranormalną opowieść na księgarnianej półce ? Bo ja zawsze, jakże teatralnym gestem wznoszę oczy ku niebu, z niemym, retorycznym jękiem : 'ile można ? ! '. No właśnie. Ile można zdzierżyć  wampirów, wilkołaków, elfów, czarownic, zmiennokształtnych, aniołów, smoków i Bóg raczy wiedzieć kogo jeszcze ? Kiedy nadchodzi moment, w którym wszystkie nadnaturalne dziwy przestają nas zachwycać, a wywołują jedynie niesmak i pogardę ? Nic nie wskazywało na to, by debiut książkowy amerykańskiej pisarki Rachel Hawkins, miał wyróżniać się czymkolwiek z tego grona. Nie wybija się ani w miarę oryginalnym pomysłem, ani nowym rodzajem istot paranormalnych. Co sprawia zatem, że "Dziewczyny z Hex Hall" uznałam za historię absolutnie nietuzinkową, roszczącą sobie nawet prawa do miana fantastycznej i genialnej ? 


Hekate Hall, swoisty poprawczak dla potworów wszelkiej maści, zagubionych w świecie ludzi, to szkoła tylko dla niegrzecznych dziewczynek. Nic dziwnego, że trafia tam Sophie Mercer - bezkompromisowa, posiadająca niebywałą zdolność do ciągłego pakowania się w kłopoty, szesnastolatka. Jedno - delikatnie mówiąc - nieudane zaklęcie miłosne sprawia, że rodzice postanawiają oddelegować dziewczynę do ponurej, gotyckiej siedziby Hex Hall, szkoły poprawczej, tym razem nieprzeznaczonej dla ludzi. Szybko okazuje się, że w szkole takiej jak ta, niełatwo radzić sobie z etykietką nowej czarownicy, a ponadto bezsilnie patrzeć na najprzystojniejszego faceta w całym budynku, obściskującego się z Twoim największym wrogiem... 


"Dziewczyny z Hex Hall" to kwintesencja wszystkiego, za co pokochaliśmy konwencję paranormalną, a jednocześnie zlepek wszystkich elementów które pozwalają nam jej nienawidzić i wyszydzać schematy które się w niej wytworzyły. Uświadczymy tu dosłownie każdej rzeczy, która w podobnej literaturze znaleźć się powinna - jest nowe, nieprzyjazne środowisko, dzielna i nieustępliwa bohaterka, sądząca, że jest kimś zwyczajnym, a w praktyce okazująca się osobą od której  zależą losy danej społeczności, zabójczo przystojny, dowcipny facet, mający wredną, złośliwą i - jakżeby inaczej - piękną dziewczynę, należąca do szkolnej elity. Przykłady można wymieniać w nieskończoność - historia o Hex Hall to istna kopalnia paranormalnych schematów, za to w wydaniu najlepszym z możliwych ! 


Narrację z perspektywy czołowej postaci, Sophie, uważam nie tylko za zabieg niezwykle udany, ale prawdziwy majstersztyk. Dawno nie miałam okazji zetknąć się z tak pozytywną, myślącą optymistycznie, barwną, wyrazistą i interesującą bohaterką. Przez całą lekturę, nie brak jej znakomitych ciętych ripost, przezabawnych uwag i spostrzeżeń, czy dialogów skrzących się emocją i humorem, w których dosłownie się zakochałam. To między innymi sposób narracji czyni "Dziewczyny z Hex Hall" powieścią tak ujmującą, ciekawą i - pomimo całej jej prostoty - chwytającą za serce. 


Powieść Rachel Hawkins jest wiernym i typowym przykładem lektury bez reszty pochłaniającej, w której zanurzając się, na dobre zapominamy o otaczającym nas świecie i pozwalamy sobie wpaść w wir przygód i emocji targających życiem bohaterów. Tą książkę można czytać na gruzach walącego się świata i gwarantuję, że nawet nie spojrzymy w kierunku nieuchronnej zagłady - ciałem, duchem i całym sobą będziemy się znajdować w niesamowitym świecie Hex Hall. . I czyż  nie jest to magia, najprawdziwsza ze wszystkich ? 


"Dziewczyny z Hex Hall" jako całokształt, zaskakują spójnością, dopracowaniem i przede wszystkim akcją - poniekąd nie pędzącą w tempie wprost  szaleńczym, a jednocześnie nie pozwalającą nawet na chwilę oddechu w trakcie lektury i fundującą nam coraz dziwniejsze i bardziej szokujące wydarzenia. To tylko potwierdza tezę, że dobra powieść utrzymana w konwencji paranormalnej, nie musi być historią o wiecznej miłości nadnaturalnego stworzenia i śmiertelniczki, leżącą pod względem fabularnym i stylistycznym. Książka jest tak poprawnie, ba ! Perfekcyjnie skonstruowana, że niemal trudno mi w to uwierzyć - okazuje się, że nawet prosty i niezłożony pomysł w genialnym wykonaniu, może przeobrazić się w arcydzieło. 


Książka, podobnie jak wiele siostrzanych pozycji z tego samego, bądź zbliżonego gatunku, traktuje o odwiecznej walce dobra ze złem. To jeden z tych schematów który nie nudzi się nigdy i który w literaturze, zwłaszcza fantastycznej jest wręcz obowiązkowy. Pomimo, że całość schematu jest przykryta wspaniałą historią o czarownicach, rasach stworzeń magicznych i cudownym Hex Hall, motyw tejże walki został dość silnie zarysowany i z pewnością nie umknie, nawet mało uważnemu Czytelnikowi. Jak zwykle, mamy do czynienia z dwiema, pod pewnym względem rywalizującymi stronami - dobrą i złą, oraz  oczywiście spotkaniem bohaterów reprezentujących każdą grupę. W powieści Pani Hawkins jest o tyle ciekawie, że oba stronnictwa mieszają się, a ich zwolenników cechuje spora niejednoznaczność - tak naprawdę do końca nie wiemy, kto w tym pojedynku odniesie zwycięstwo ; czy będzie ono należało do magicznego Prodigium, czy też stanie po stronie tych którzy owe rasy zwalczają ? Odpowiedź możemy poznać tylko sięgając po "Dziewczyny z Hex Hall" i przyznam, że dla mnie dociekanie ostatecznego finału jest nie tylko interesujące, ale i cholernie nerwowe, ciężkie, wywołujące niejeden dreszcz niepokoju. 


Bohaterowie, to taka przysłowiowa wisienka na torcie - mała, krucha, ale jakże czerwona i zachwycająca smakiem. Nawet ci przedstawieni jako negatywni, nie są w stanie nie wywołać w nas choćby cienia sympatii - być może wszystko rozbija się o morza absurdu, których w prezentacji postaci nie brakowało. Wszystkie istoty wykreowane przez Autorkę, są niemiłosiernie szablonowe, uosabiające wszelakie paranormalne schematy, a jednocześnie potrafią zachwycać, naprawdę w ogromnym stopniu. Wszystko to razem sprawia, że nawet najgorsza, najbardziej wyrachowana i podła szumowina nie jest w stanie uciec od szaleńczych wybuchów chichotu i nieprzyzwoicie szerokiego uśmiechu, ze strony Czytelnika. Moment, czy to jakieś żarty ? 


"Dziewczyny z Hex Hall" to intrygująca zabawa konwencją literacką, uniwersalny traktat o walce dobra ze złem, olbrzymia dawka oszałamiającego humoru, fantastyczne postaci i rzecz jasna, literacki amant - w każdym calu wspaniały, który najprawdopodobniej zagościł już w niejednym niewieścim sercu. Historia do której można wracać wielokrotnie i która pomimo swojego nieco kolokwialnego wydźwięku, jest w stanie niejednej rzeczy nauczyć Czytelnika, skłonić do refleksji które spokojnie zasługują na nazwanie ich filozoficznymi. Historia, po której przeczytaniu czarodziejska szkoła staje się jedyną realną jednostką w naszym życiu, a wszystko inne zostaje jakby przysłonięte srebrzystoszarą  mgłą. Historia rozkosznie i absurdalnie niekonwencjonalna. Zapraszam do Hex Hall ! 


Końcowa Ocena: 5/6. 


***
Kochani, mam do Was wielką, ogromną prośbę, zwłaszcza do tych, którzy są w miarę obeznani z Lubimy Czytać. Otóż, od kilkunastu dni usiłuję zmienić książki na swoich blogowych wklejkach - uaktualniam wszystko na stronie i tam to widnieje, ale na owych wklejkach już nie. Zmieniałam wszystko po kilka razy, pobierałam nowe kody, wstawiałam od początku i nic. Czy ktoś wie może, co się dzieje i jak sobie z tym poradzić ? Bo zaczyna mnie powoli denerwować taka sytuacja... 

czwartek, 1 grudnia 2011

Recenzja: "Obudzić szczęście" - Susan Wiggs.

Tytuł:"Obudzić szczęście".
Seria:Nieznana - nie ma planów kontynuacji.
Autor: Susan Wiggs.
Tłumaczenie: Anna Bieńkowska.
Ilość Stron:443.
Wydawnictwo:Harlequin - Mira .

Opis Wydawcy:
Sarah Daly, autorka komiksów, ma dwa oblicza. Na pozór jest szczęśliwą kobietą, jednak głęboko skrywa frustrację. Nie ma odwagi mówić o niej głośno, inaczej niż bohaterka jej komiksów Shirl. Shirl, w przeciwieństwie do Sarah, jest bezkompromisowa, mówi i robi to, na co ma ochotę. Na pierwszy rzut oka Sarah prowadzi bajkowe życie, a w rzeczywistości nie znosi pochmurnego i zimnego Chicago, nie umie porozumieć się z mężem, w dodatku mimo usilnych starań nadal nie może zajść w upragnioną ciążę. Pewnego deszczowego dnia Sarah dowiaduje się, że mąż ją zdradza. Rozgoryczona i zraniona rzuca wszystko i jedzie do rodzinnego miasteczka w Kalifornii. Jednak zamiast użalać się nad sobą, powoli nabiera dystansu do swoich problemów. Pragnie rozpocząć wszystko od nowa, poszukać drugiej szansy na szczęście. Powoli odbudowuje więzi z rodziną i dawnymi znajomymi. Kiedy zaczyna wierzyć, że może ułożyć sobie życie na nowo z jednym z nich - Willem Bonnerem, ze zdumieniem odkrywa, że jest w ciąży z byłym mężem...



"Nic się nie kończy, co najwyżej zmienia."


Obserwujesz deszcz, w opętańczym tańcu walący o szybę. Po chwili wichura ustaje, a Tobie brakuje ciepłych, jasnych promieni słonecznych, przedzierających się przez chmury i widoku mieniącej się tysiącem barw tęczy. Nie udało się. Po raz kolejny się nie udało. Na stole leżą wyniki badań. Wyniki przed którymi chciałabyś uciec, a które nieubłaganie przywracają Cię do rzeczywistości. Nie będziesz matką, nigdy nie poczujesz w sobie nowego życia, nie dane Ci jest nosić własnego dziecka pod sercem. Z zamyślenia wyrywa Cię głośne trzaśnięcie drzwiami i uświadamiasz sobie, że Twój mąż, zamiast być przy tutaj, razem z Tobą,  wyszedł. Jak zwykle. Czy Twoje szczęście po prostu zasnęło, zapominając o tym czym ma Cię obdarzać ? A może nadeszła już pora by je obudzić ? 


Powieści typowo obyczajowe, w które na dodatek został wpleciony wątek miłosny, mocno romansowy, rzadko kiedy potrafią mnie zachwycić i oczarować. Zdarzyły się owszem, w mojej karierze czytelniczej prawdziwe perły tego gatunku, cała reszta jawiła mi się jednak jako coś, z czym zapoznawać się nie warto. A już historie obyczajowe ze słynnej listy bestsellerów, uznałam za dzieła doszczętnie przereklamowane, skomercjalizowane i zasadniczo napisane tylko po to, by kilka ładnych zer pojawiło się na koncie twórcy. Podobne szufladkowanie nie ominęło, rzecz jasna dzieła uznanej Autorki romansów, Susan Wiggs. "Obudzić szczęście" to bardzo prosta, wręcz schematyczna historia, roszcząca sobie wszelkie prawa do nazywania jej obyczajową. Jest duża dawka codziennego życia, znacznie mniejsza dawka humoru, niewierny facet, zdrady, powroty, namiętności i tak dalej i tak dalej. Brzmi znajomo, nieprawdaż ? Pomimo tego, że moja opinia o tymże gatunku z pewnością dla wielu jego podopiecznych jest niesamowicie krzywdząca, tym razem moje spostrzeżenia okazały się nad wyraz trafne. "Obudzić szczęście" w moim odczuciu, nie zasługuje nawet na miano opowieści 'ciekawej', bo i tematy które zostały w niej poruszone nie zainteresowały mnie w najmniejszym stopniu, nie wspominając o fabule, którą jakże wyczerpująco podsumowałam krótkim prychnięciem. A jednocześnie, patrząc przez pryzmat powieści o zabarwieniu psychologicznym, książka Pani Wiggs wydaje się godna uwagi. Mając w pamięci wszystkie samotne, spędzone na ziewaniu popołudnia, historia Sarah wydaje się być idealnym rozpraszaczem nudy i czymś co wywoła na naszej twarzy szeroki, pełen optymizmu uśmiech. Oj tak, miałam nie lada orzech do zgryzienia, jeśli chodzi o tę książkę. 


Niejeden zazdrości, na pozór bajkowego życia  jakie prowadzi Sarah Daly - rozchwytywana autorka komiksów, wzbudzająca ponadto zawiść koleżanek, jakby się wydawało cudownym mężem i wspaniałym domem w deszczowym, pochmurnym Chicago. Kobieta raz po raz  ucieka od rzeczywistości, dzięki bohaterce swojej twórczości, Shirl - będącej jej swoistym alter ego, tak bardzo się od niej różniącej; bezkompromisowej, odważnej i za wszelką cenę walczącą o siebie i swoje marzenia. Kiedy Sarah dowiaduje się, że mąż, z którym notabene pomimo usilnych starań nie mogła zajść w ciąże, dopuścił się zdrady, rzuca wszystko i powraca do rodzinnego kalifornijskiego miasteczka. I kiedy ma wrażenie, że zaczyna powoli  wychodzić na prostą , dowiaduje się, że jest w upragnionej ciąży z byłym mężem... 


"Obudzić szczęście" to powieść na którą można patrzeć wieloznacznie i którą na dobrą sprawę, bardzo ciężko ocenić pod jednym tylko aspektem. Intryguje mnie zamysł Autorki, przy tworzeniu tej historii i zastanawiam się, co tak naprawdę zamierzała przekazać Czytelnikom i czy głębsze, filozoficzne refleksje związane z jej książką, zaczęły  nasuwać się  odbiorcom,bo pole do tego stworzyła zupełnie przypadkowo, czy też taki był od samego początku jej zamiar. Pod względem fabularnym, estetycznym, językowym i stylistycznym, powieść jest uroczo poprawna, a jednocześnie budzi trwogę oklepaną tematyką z jaką zetkniemy się w jej wnętrzu. Tę historię można oceniać jako przeciętną obyczajówkę, pełną uczuciowych zawirowań głównych bohaterów, ale także jako wielowymiarową historię o miłości, poświęceniach, wybaczaniu i wiecznym poszukiwaniu własnej drogi ku szczęściu. Autorka skupiła się w tej historii  przede wszystkim na aspekcie relacji międzyludzkich, poniekąd spychając na boczny tor wszystkie inne elementy. "Obudzić szczęście" pozwala w sposób bardzo przystępny wejrzeć w psychikę przeciętnych przedstawicieli amerykańskiej klasy średniej, przedstawia nam również istną plejadę ludzkich charakterów, niekiedy udaje jej się nawet zmusić Czytelnika do chwili refleksji. Zdecydowanie drugie dno psychologiczne, przysłania resztę książki, co nie jest wcale złym zabiegiem i pozwala na odebranie "Obudzić szczęście"  jako znośnej powieści psychologicznej, a nie taniej i absolutnie zwyczajnej obyczajowej. 


Narrację, prowadzoną przez słynną osobę wszechwiedzącą odbieram jako spore niedociągnięcie, warto jednak zaznaczyć, że całkowicie subiektywnie. Taki sposób narracji miał z założenia przybliżyć nam każdą z postaci o której mowa w książce i pozwolić na pełen wgląd w jej osobowość i emocje, a w praktyce nie wykonał żadnego z postawionych zadań. O wiele chętniej zagłębiałabym się w lekturę, gdyby Autorka zdecydowała się na pierwszoosobową narrację - lepiej chyba w niezły sposób oddać uczucia jednej, czołowej bohaterki, aniżeli w sposób okropny spłycić wszystkich innych i jeszcze ją przy okazji. 


Pomimo, że od pierwszych stron  'coś się dzieje' i czasu na nudę zasadniczo nie ma, akcja rozwija się w tempie powolnym - dla mnie zdecydowanie była to prędkość niedorozwiniętego ślimaka, a jak wiadomo stworzenia te, nawet będąc rozwinięte ponadprzeciętnie, do najszybszych nie należą. Nie uznaję jednak tego za wadę znaczącą, bowiem jest to akcja bardzo charakterystyczna dla przydługiej historii obyczajowej - wszystko musi rozwinąć się powoli i spokojnie, utrzymując to tempo przez cały czas trwania lektury, w którym bohaterowie zdążą utonąć w swych  smutkach, rozterkach i rozpaczach, by następnie zaświeciło nad nimi słońce, ogrzewające ich serca i pchające do szczęśliwego finału. Pytanie tylko, ile Czytelników odpłynie w senne krainy, podczas tej sielanki ? 


Dużym atutem tej powieści jest język, jakim posługuje się Pani Wiggs - niezwykle przystępny, naturalny, niewymuszony, odmalowujący w umyśle Czytelnika całkiem sugestywne obrazy, mogące spokojnie uchodzić za prawdziwe i realne. Również miejsce akcji, wbrew pozorom  nie przysparza większych problemów podczas lektury - Chicago, zupełnie zwyczajne miasto, którego klimat dość wiernie oddała Autorka. Swego rodzaju ironią jest fakt, że pomimo usilnych starań twórczyni, autentyzm powieści graniczył z pewną groteskowością, a momentami ta bardzo cienka granica zacierała się . Z jednej strony, wszystkie wydarzenia opisane w "Obudzić Szczęście" spokojnie mogły mieć miejsce w naszych realiach, a jednocześnie była to historia mająca bardzo wiele wspólnego ze scenariuszem tworzonym na potrzeby przejaskrawionych, do znudzenia słodkich oper mydlanych. 


Już za sprawą opisu książki, dowiadujemy się, że decydując się na jej lekturę, zostaniemy postawieni przed niezłą zagadką, a może nawet i intrygą ? Ona, to nie ulega wątpliwości w pełnokrwistym kryminale znaleźć by się nie mogła, ale na potrzeby powieści obyczajowej została z lekka przekształcona i całkiem dobrze spełniła swoje zadanie. Problem w tym, że o ile jedni przez całą książkę pogrążeni będą w gorączkowym oczekiwaniu na rozwiązanie zagadki, a każda z ich hipotez okaże się błędna, o tyle drudzy już po pierwszych rozdziałach będą wiedzieli jak zakończy się cała historia. I z przykrością stwierdzam, że niestety zaliczam się do tej drugiej grupy. 


Jeśli chodzi o kreację bohaterów, Susan Wiggs nie popisała się ani odrobinę i powołała do życia postaci niemiłosiernie szablonowe, uosabiające schematy i wszystkie cechy, za jakimi nie przepadam w wymyślonych przez kogoś osobach. Należy oddać sprawiedliwość Autorce, że nie popełniła jednego z największych pisarskich grzechów: tworów jej, zdecydowanie nie można nazwać papierowymi, czy nieożywionymi w jakikolwiek sposób. Sugestywność i możliwość utożsamiania się z nimi, była ich sporą zaletą, a zarazem - jedyną zasługująca na uwagę rzeczą, w morzu wad i błędów. We mnie te postaci nie wzbudziły ani grama sympatii, ani odrobiny nienawiści, żadnego gorącego uczucia. Były, bo musiały być i niech sobie żyją, bardzo proszę, ale obchodziły mnie tyle co zeszłoroczny śnieg - to kolejny koszmarny przykład niejednoznaczności, jaki prezentuje nam Autorka.


"Obudzić szczęście" to historia którą można na wiele sposobów interpretować, która może zachwycić, zniesmaczyć, ale i wywołać paskudne uczucie całkowitego rozdarcia i obojętności. To nie jest zła książka, grzechem byłoby odmówić jej polotu, a Autorce świetnego warsztatu pisarskiego. A jednak, na naszą całościową ocenę, składać się będzie cała masa czynników, przede wszystkim składnik kluczowy - nasze nastawienie do podobnych opowieści i próba odnalezienia tego, co może być w nich najlepsze i najciekawsze. Swoisty  paradoks stanowi fakt,że przed lekturą "Obudzić szczęście" nawet nie spodziewacie się, jaką burzę, jak wiele sprzecznych emocji, analiz i faktów  wywoła w Was ta książka i jak ogromne będą problemy z jej końcową oceną. Kto wie,być może Autorka zadrwiła z Czytelnika bezczelnie, całkiem świadomie serwując mu podobny galimatias ?Jakby nie patrzeć, wydaje mi się, że to dobrze. W końcu książki, są właśnie po to by zaskakiwać. 


Końcowa Ocena: 4/6. 


Książkę otrzymałam od Portalu Sztukater,za co serdecznie dziękuję. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...