wtorek, 21 czerwca 2011

Pożegnanie Wakacyjne. :*

Kochani !
Ehmm, nie lubię pożegnań,ale czas ten musiał nadejść. ;) Otóż, wiadomo - wakacje, a co za tym idzie letnie wojaże, czytanie książek na łonie natury, truskaweczki z ogródka... aż się rozmarzyłam. <3 Nie będzie mnie przez cały lipiec, poczynając od jutra, jutro wyjeżdżam. ^__^ Wadą wakacji u przyjaciółki na wsi (takiej przez duże W) jest bez wątpienia fakt,że nie ma tam dostępu do Internetu. Tzn. może coś tam się znajdzie, ale to jeśli pojadę do miasteczka, co mooże się uda. :P Co za tym idzie - zero recenzji, pisania, etc. Mam stosiki z najbliższych zakupów, ale wiecie co ? Podczas mojej nieobecności przyjdą wyczekane książki od Wydawnictw (achh, Poczta Polska... ) i wtedy zrobimy już nie stosik, a STOS ! :) Także żegnam się z Wami na nadchodzący miesiąc, życzę wszystkim udanych wakacji i owocnych zakupów książkowych ! :D (jak mi się uda dotrzeć do Lublina (2-3 godz. drogi !) to nakupię tam nowych pozycji, a co ! ) A po wakacjach, wielki powrót, w wielkim stylu Leanne. xD Muszę chyba zakończyć tę notkę, bo z każdą chwilą, wariuję coraz bardziej.^^ Na koniec (obiecuję !) chciałam gorąco podziękować wszystkim, którzy przysyłają mi maile, związane z blogiem - ich czytanie, to dla mnie masa radości i niezła zabawa. ;) Dziękuje. :**

Pozdrawiam Serdecznie !

niedziela, 19 czerwca 2011

Recenzja: "Błękitna Godzina" - Alyson Noel.

Tytuł: "Błękitna Godzina".
Seria: "Nieśmiertelni" (Tom II).
Autor: Alyson Noel.
Tłumaczenie: Dobromiła Jankowska.
Ilość Stron: 288.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie.

Opis Wydawcy: Ever Bloom zdawało się, że po tragicznych przeżyciach i stracie ukochanej rodziny w końcu odnalazła szczęście. Zakochana bez pamięci w Damenie, układa sobie życie na nowo. Zdobywa wiedzę dostępną tylko dla wybranych, a jej moce rosną. Tymczasem coś strasznego zaczyna się dziać z Damenem. Tajemnicza choroba sprawia, że nie tylko słabnie, starzeje się i traci dar nieśmiertelności, ale coś odbiera mu także pamięć, tożsamość, uczucia - życie.

Ever postanawia zrobić, co tylko w jej mocy, by ratować ukochanego. Przenosi się do Summerlandu - krainy, w której poznaje nie tylko sekret przeszłości Damena, ale także starożytne księgi, kryjące tajemnicę podróżowania w czasie. Zbliżająca się "błękitna godzina" to jedyny moment, kiedy można odwrócić bieg historii. Ever musi wybrać - czy cofnąć wskazówki zegara i uratować rodzinę przed wypadkiem, czy zostać w teraźniejszości i walczyć o Damena, który z każdym dniem traci siły.


L'Heure Bleue. Gdy nastaje Błękitna Godzina...

Cykl Nieśmiertelni, jest rozsławiony, rozchwytywany, a na rewersie okładki aż gęsto, od pochwał i zachwytów, znajdujemy też wzmiankę o tym,że wszystkie książki z cyklu, znajdują się na liście bestsellerów słynnego "Times'a". Gatunek, a właściwie nowa era Paranormal Romance, to coś co pojawiło się nagle i niespodziewanie, a następnie zgasło szybko i z hukiem, bo tematy o istotach nie z tego Świata, bardzo szybko zostały wyczerpane. Spotkaliśmy się już, z wampirami, wilkołakami, aniołami, wróżkami, a nawet smokami. Na wprowadzenie do świata czarujących Nieśmiertelnych, przyszedł czas już dosyć dawno temu, a jednak zdecydowałam się przeczytać już drugą część serii i koniec końców, napisałam recenzję. Dlaczego ? Bo książki Alyson Noel, choć skierowane raczej do młodzieży, są naprawdę godne uwagi. 

W pierwszej części, fabuła opierała się w zasadzie, jedynie na poznawaniu historii Nieśmiertelnych i rozpoczęcie całej przygody i związku dwójki takich osób - głównej bohaterki, tytułowej Ever i Damena - olśniewającego, szarmanckiego nastolatka z nadnaturalnymi zdolnościami. Fabuła "Błękitnej Godziny" niestety również nie jest zbyt rozbudowana - i to jest ta zasadnicza wada, która czasem przeważa szalę, na niekorzyść książki. Niemalże do połowy, strony są opanowane przez słodkie niczym miód (nigdy nie lubiłam miodu ) ckliwe wyznania dozgonnej miłości i perypetie głównej bohaterki - pójść, czy nie pójść na całość z ukochanym ? Właśnie ta kwestia, niesamowicie mnie denerwowała, momentami miałam ochotę rzucić egzemplarzem o ścianę. To całe szykowanie się do seksu, kupowanie nowej bielizny na tę okazję i niekończące  się rozterki moralne, oraz dialogi na jakże wysokim poziomie ; "-Jesteśmy razem...zrobimy to? - No, nie wiem... chyba. Tak !". W efekcie, biedna Ever nabiegała się po sklepach z seksowną bielizną, a nic z tych ambitnych planów nie wyszło, bo młodzi w łóżku nie wylądowali. Miejmy nadzieję,że w kolejnej części się uda, bo obraz Panny Bloom, jako Żelaznej Dziewicy, zaczyna mnie trochę męczyć.  Akcja nabiera tempa, dopiero w końcowych rozdziałach. Lepiej późno, niż wcale, czy nie tak ? Na scenę wkraczają nowi bohaterowie, którzy, co jest aż dziwne, zaskarbili sobie moją sympatię. Pojawia się też oczywiście "Wróg Numer Jeden". Była taka osoba w pierwszej części, więc chyba i w drugiej musi być... Tutaj brakowało mi tej otoczki tajemnicy, bo główna bohaterka już od razu domyślała się,że z nowym uczniem - przystojnym Romano, jest coś mocno nie tak. Za to wybór, którego dokonała pod koniec,pomiędzy dwiema osobami oferującymi swoją 'pomoc' zrekompensował mi wszelkie niedociągnięcia. W końcu coś realnego i naturalnego ! Autorka wykreowała zupełnie nowe stworzenia ; w świecie nastoletniej Ever, nie ma likantropów czy krwiopijców. Nieśmiertelni - dobrzy, lub źli, to jedyne anomalie i fantastyczne istoty, a cała reszta to jedynie wymysł ludzkości.  Wampiry to bajka którą opowiada się naiwnym, a wilkołaki występują w legendach. I dobrze ! 

Sielanka się kończy, gdy z Damenem zaczynają dziać się dziwne i niepokojące rzeczy - chłopak słabnie z dnia na dzień, a to nie wszystko. Traci swoje uczucia, myśli, coś nieznanego i groźnego odbiera mu tożsamość i wspomnienia. Jego gorące uczucie, do Ever odchodzi w niepamięć. Zamiast tego, nastolatka zastaje wrogo nastawionego i złośliwego ukochanego - a to wszystko, w ciągu zaledwie kilkunastu minut. By cofnąć bieg wydarzeń i uratować sześcset letniego kochanka, musi przenieść się do Summerlandu - krainy starszej niż czas, gdzie jedna myśl i wyobrażenie, wystarczają by spełnić nasze największe pragnienia i ziścić najgłębiej skrywane lęki. Gdy nastaje tytułowa Błękitna Godzina, wszystko może się zmienić, a Damien może zostać ocalony. Wystarczy poznać sekret jego przeszłości, wykonać szereg skomplikowanych czynności, uwarzyć napój, a potem liczyć na szczęście. Dodatkowo, Romano za wszelką cenę chce jej w tym przeszkodzić. Czy się uda ? 

Ogromnym plusem książek Alyson Noel, jest to,że je pochłania się w krótką chwilę, a po otworzeniu pozycji, nagle uświadamiamy sobie,że połowa już za nami. Język jest bardzo prosty, Alyson operuje typowo młodzieżowym językiem i znakomicie wtapia się w realia zwyczajnego liceum ; typowych outsiderów, kapitanów drużyny futbolowej, wystrojonych Gotek i wytapetowanych blondynek, lansujących się na korytarzu. To sprawia,że z powieścią o świecie Ever, większość nastolatek może się utożsamiać i odnajdywać postaci ze swojego otoczenia. Dalej mamy do czynienia z narracją pierwszosobową, która absolutnie mi nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie - dodaje powieści uroku. Świat ukazany z perspektywy głównej bohaterki, wydaje się o wiele ciekawszy, niż historia opowiadana przez kogokolwiek innego. Przy czytaniu, nie towarzyszą Czytelnikowi jakieś ogromne emocje, ale jednak pojawiają się chwile zwątpienia czy zaskoczenia. To w zupełności wystarczy, by uznać książkę za porządną pozycję. 

Summerland, jest naprawdę interesująco wykreowanym światem, choć brakowało mi tej magii, która powinna się w nim znaleźć. Ot, ciekawy świat i dziwny - jak żaden inny. Ale nic poza tym. Gdzie zaskoczenie, tajemnica ? A jednak, w słonecznej krainie z radością bym się znalazła. Czy nie wspaniały jest świat, w którym wystarczy wyobrazić sobie  rzecz, lub osobę, a ona natychmiast pojawia się przed nami ? 

Ani trochę nie żałuję czasu, który spędziłam z "Błękitną Godziną". Były to naprawdę przyjemne chwile, wręcz wyjęte z życiorysu, bo uleciały gdzieś w przestrzeń. Naprawdę warto sięgnąć zarówno, po pierwszą jak i po kolejne części, by zatonąć w fascynującym świecie Nieśmiertelnych. Szczególnie po zakończeniu, które wprost wciska w fotel i pozostawia w niespokojnym oczekiwaniu na kolejny tom - w moim przypadku oczekiwaniu bardzo długim, bo wiadomo, pieniądze... 
Końcowa Ocena: 7/10. 

sobota, 18 czerwca 2011

Zabawa : Cała prawda o Leanne. ;)

Zostałam wytypowana przez Uskrzydloną do podzielenia się, z Wami kilkoma moimi tajemnicami, czy też po prostu informacjami o sobie. ;) To zaczynamy !

1. Mam na imię Martyna, prawie siedemnaście lat (choć zwykle zaokrąglam, bo nie będę się w dokładność bawić. :P ) i 176 wzrostu. Oczy mam dosyć dziwne, bo są mieszanką koloru zielonego, brązowego i niebieskiego - wygląda to krótko mówiąc, dziwacznie. Kolor włosów zmienia się ciągle, choć aktualnie z uporem farbuje je na rudo. Planuję różowy (tak, dobrze słyszeliście) , ale póki co nie mogę znaleźć takiej farby ani pianki. ;)
(Tak, tak, to kawałeczek moich włosów. :D )
                             

2. Od wielu lat mieszkam i związana jestem z Warszawą, chociaż przyszłam na świat w Lublinie. Zmieniam ciągle mieszkania, tak po prostu się ułożyło. Najdłużej w jednym, mieszkałam przez dwa lata. Jestem prawdziwą mistrzynią przeprowadzek, potrafię po jednym telefonie, spakować graty i być gotową. Jedynym problemem są książki, bo ciągle ich przybywa, a potem weź je człowieku pakuj...

3. Kocham czytać, ale to chyba nie jest to tajemnicą. ;) Jestem w trakcie tworzenia powieści - jakżeby inaczej, w konwencji Paranormal Romance. Nie ma to, jak pójście z prądem... mam nadzieję,że kiedyś uda mi się to wydać i będę tą popularną, zarabiającą miliony pisarką, która czasem rozdaje autografy w Empiku. :P

4. No, właśnie. Uwielbiam Empik, Matras, wszelkie księgarnie które istnieją na tym świecie. Mogłabym tam zamieszkać - tyylee książek ! Moim najskrytszym marzeniem, jest zostanie w takim Empiku na noc - ile do czytania, tylko pewnie musiałabym światła z telefonu używać. ^^ Wiem,że będę pracować w jakiejś księgarni - najwyżej wparuję ze swoim CV i siłą perswazji zmuszę ich do przyjęcia mnie. :P

5. Kocham jeść. Za słodycze dałabym się wręcz pokrajać. Codziennie jem czekoladę Milkę, we wszystkich możliwych smakach, batoniki i pierniki ;). Nie pogardzę też żelkami, cukierkami i chipsami. O ! Bardzo lubię też pączki, precle, bułki z budyniem i truskawkami. Mniam ! Przepadam też za Fastfoodami i pizzą z czterema rodzajami serów. Smacznego !

6. Uwielbiam kawę. Nieważne jaką, wypiję każdą. Każdy dzień rozpoczynam od łyku kawy, inaczej nie mogę normalnie funkcjonować. Bardzo lubię też herbatę, mam oddzielną szafkę z kolekcją moich smakowych herbat. Uwielbiam te waniliowe, jabłkowe, z owocami leśnymi,cynamonem,cytryną, malwą, a ostatnio upolowałam herbatę o smaku toffi. Pijam też zieloną i białą herbatę, choć rzadziej. No, i obowiązkowo - zero cukru. Nienawidzę słodkiej herbaty, nie słodzę odkąd pamiętam.

7.Pomimo mojej niechęci do słodzonej herbaty, jeśli jestem w jakiejś kawiarni, itd, zawsze zabieram te saszetki z cukrem, o ile mają. Mam je wszystkie w pudełeczku i kolekcjonuje - nie wiem sama po co.
Zbieram też opakowania po czekoladach.

8. Kocham osoby homoseksualne, nie tylko w literaturze, ale i w prawdziwym życiu. Zawsze chciałam poznać parę gejów/lesbijek i umówić się z dziewczyną - jak dotąd, tylko raz, udało mi się to drugie. ;)

9. Nienawidzę sportu i nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy się tym pasjonują, a mecz i piwo z kumplami to dla nich forma rozrywki. Nigdy nie zrozumiem, co interesującego jest w stadzie facetów w przepoconych koszulkach, uganiających się za jedną piłką, czy czymś podobnym. Nie cierpię typu faceta ; wysportowanego gościa z kaloryferem na brzuchu, kapitana szkolnej drużyny koszykówki, czy czegoś tam. Czy muszę dodawać,że nie cierpię od zawsze WF-u ?

10. Fascynuje mnie Francja i Hiszpania, a to za sprawą mamy, która wiele lat spędziła w tych krajach. Uwielbiam słuchać o jej życiu we Francji, jej pracy, o tym co widziała, etc. Bardzo chciałabym wyjechać do Francji, bądź Hiszpanii. na dłużej, posmakować tamtego życia i kultury.

11. Z zasady nie przepadam za słuchaniem o minionych związkach, innych ludzi, ale jest jeden wyjątek - moja mama. :P Uwielbiam słuchać o jej związku z Arabem, którego poznała na studiach. Dla mnie to strasznie fascynujące. Mam takie szczęście, że poznałam dwójkę Arabów i to naprawdę szalenie sympatyczni ludzie, wbrew stereotypom wcale nie pchają łap tam gdzie nie trzeba. Być może coś wspólnego ma z tym fakt,że nie są w swoim rodzimym kraju, może tam ich zachowanie byłoby inne.

12. Jestem fanką Chace'a Crawforda, dla którego zrobiłabym chyba wszystko. Aktualnie snuje plany odnalezienia go i zaciągnięcia na moją studniówkę, czy coś. :P

13. Panicznie boję się burzy, a jednocześnie lubię patrzeć na wyładowania atmosferyczne. Lubię też deszcz i skakanie po kałużach ^^.

14. Kiedy byłam młodsza, moją ulubioną 'zabawą' były schody w centrum handlowym - konkretnie, zbieganie z jednej strony i wjeżdżanie z drugiej. Ach, uwielbiałam to !

15. Nie przepadam za zwierzętami, choć moja mama ma psa - Cocker Spaniela. Urocze, choć strasznie denerwujące stworzenie, które umie wskakiwać na stół kuchenny, zniszczyło moją klawiaturę i sypia z mamą w jednym łóżku.

16. Nienawidzę horrorów i jakichkolwiek strasznych filmów. Żadna siła nie zmusi mnie do obejrzenia czegoś takiego. Potem umieram ze strachu, to jedno, a po drugie, te filmy jakoś w ogóle mnie nie kręcą. Ot, krwawa sieczka której fabuła opiera się na odcinaniu łba, każdemu po kolei.

17. Dlaczego to ja zawsze jestem ofiarą nagabywania ? ;) Kiedy pojawia się babka 'poratujcie mnie złotówką' zawsze idzie do mnie. Kiedy dwóch pijanych gości rozbija się po ulicach, podchodzą do mnie. Kiedy kontroler wsiada do autobusu najpierw podchodzi do mnie. Pff.

18. Nienawidzę pisać maili, uwielbiam za to listy, długie i obszerne. ^^

19. Kocham śpiewać, czyt. wyć przeraźliwie na cały dom. Zawsze śpiewam przy muzyce Miley Cyrus - ma proste teksty i mamy bardzo podobny głos. ;) Ogólnie, strasznie ją lubię (tak, tak) i mam nawet zeszyt z Hannah Montana !

20. Nie przepadam za alkoholem, za to wciągnęłam się w papierosy i cóż... nałóg. Ja sobie dopiero niedawno zdałam sprawę z tego, jak od człowieka śmierdzi dymem, nawet już nie z ust, ale ubranie, włosy, itd. A oczy otworzył mi znajomy sprzedawca w sklepie. ;)) Także, do boju i rzucamy. xD

Chętnie bym jeszcze napisała różnych głupot, ale ponieważ Was kocham - daruję Wam. :) Do dalszej zabawy, typuję Lenalee i Agnesję . Mam nadzieję,że przyjmiecie wyzwanie ! :)

środa, 15 czerwca 2011

Recenzja:"Uprowadzona" - Lucy Christopher.

Tytuł: "Uprowadzona".
Seria: Nieznana.
Autor: Lucy Christopher.
Tłumaczenie: Anna Dorota-Kamińska.
Ilość Stron: 300.
Wydawnictwo: Wilga.

Opis Wydawcy:
Ta historia mogła się przydarzyć każdej dziewczynie.
Tak, tobie też.
Lotnisko. Oczekiwanie na przygodę.
Przystojniak, który proponuje ci kawą.
A po chwili jesteś na końcu świata, zdana na łaskę i niełaskę porywacza.
Czy przetrwasz?
Czy wrócisz do swojego życia?
A co będzie, jeżeli się zakochasz?? 




Czy życie może się odmienić, w ciągu zaledwie kilku sekund ? Czy jedno krótkie spotkanie, może wywrócić nasz dotychczasowy świat do góry nogami ? Jeśli spotkacie nieznajomego, przystojnego mężczyznę, uważajcie. Nigdy nie wiadomo, czego od Was chce...
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam "Uprowadzoną" , wzdrygnęłam się z obrzydzenia. Okładka do bólu, przypominała mi tanie romanse za jedyne siedem dziewięćdziesiąt dziewięć, a hasło z okładki raczej zniechęcało, niż przyciągało uwagę. Ta książka porwała dziewczyny na całym świecie. Już to widzę. Oczekiwałam kolejnego taniego romansu, dla nastolatek przesyconego mdłymi dialogami i wyznaniami miłości. W zamian dostałam coś zupełnie niekonwencjonalnego i nowego - podobnej historii jeszcze nie było. Niech Was nie zmyli tonąca w różu okładka, ani nawet tytuł czy opisy - to nie jest romans, ani nic w podobnym guście. To pięknie napisana, wciągająca i jednocześnie przerażająca historia, o pragnieniu miłości drugiego człowieka, pokazująca,że zawsze istnieje wybór i możemy tego wyboru dokonać. To zależy tylko od nas. 


Gemma,to zwyczajna szesnastolatka z dobrej, zamożnej rodziny. Jej rodzice, to znane i wpływowe osoby, z pewnością nie narzekające na brak pieniędzy. Podczas jednego ze wspólnych zagranicznych wyjazdów, dziewczyna kłóci się z rodziną i odchodzi napić się kawy. Powinna zaraz wrócić, prawda ? Powinna wypić napój, wsiąść do samolotu i dalej wieść szczęśliwe, spokojne życie. Poznaje jednak przystojnego, interesującego młodego mężczyznę - Tylera, który proponuje jej kawę. Zwykła przyjacielska pogawędka, przy dobrej latte. Problem tkwi w tym,że Tyler nie jest miłym chłopakiem, gawędzącym z dziewczyną przy kawie. On jej nie uwiedzie, nie porzuci, nie zabije, nie zgwałci. On ją uprowadzi. Autorka znakomicie ukazała nam uczucie, kiełkujące między dwójką bohaterów. Gem z pozoru nienawidzi swojego oprawcy - porywczego człowieka, z wiecznymi huśtawkami nastrojów, na dodatek trzymającego ją na pustkowiu. Dlaczego ją porwał ? Tyler w końcu pokazuje jednak dobre strony, pokazuje,że jego także stać na bycie człowiekiem. Gemma wcale nie chce się zakochiwać w porywaczu. I tutaj pojadę z tekstem, rodem z Harlequinów i tanich powieścideł, ale jakże prawdziwym: czasem miłość jest silniejsza od nas. 


Akcja nie pędzi w zastraszającym tempie, wręcz przeciwnie; jest dosyć wolna. Nie jest to absolutnie wadą, bo dzięki temu możemy powoli zanurzyć się w historię i odpłynąć razem z bohaterami. To nie jest książka, którą czytamy powoli i bez emocji. Tę książkę się dosłownie pochłania, od "Uprowadzonej" nie można się oderwać. Zakończenie, było jednocześnie fascynujące i zatrważające, bo nieprzewidywalne i zwyczajnie smutne. W końcowych rozdziałach, popłynęły moje łzy i tak sobie płynęły, aż do skończenia lektury. Książka zmusza Czytelnika do myślenia i refleksji, nad naszymi pragnieniami i nad definicją słowa miłość. Czy kochamy tylko to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni?


Będę całkowicie szczera: ja nie wiem, co mam napisać. Lubię pisać długie recenzje, naprawdę. Zwykle się udaje. Ale są książki, po których przeczytaniu zwyczajnie brakuje słów. Po prostu przeczytajcie debiut Lucy Christopher, bo naprawdę warto. 
Końcowa Ocena: 10/10.


Książkę dostałam jako nagrodę w konkursie u Charlotte - bardzo dziękuje, za tak wspaniałą lekturę ! :*

wtorek, 14 czerwca 2011

Recenzja: "Żelazny Król" - Julie Kagawa.

Tytuł: "Żelazny Król".
Seria: "Żelazny Dwór".
Autor: Julie Kagawa.
Tłumaczenie: Joanna Lipińska.
Ilość Stron: 400.
Wydawnictwo: Amber.

Opis Wydawcy: Meghan zawsze czuła się obca: w domu, odkąd zaginął jej ojciec, i w szkole, gdzie nie ma żadnych przyjaciół poza Robem. Zna go od zawsze, ale nie wie, że jej wesoły kumpel nie jest zwykłym chłopakiem...
W dniu jej szesnastych urodzin - w dniu, w którym stanie się coś strasznego - Rob wyjawi jej prawdę, która odkryje przed nią świat, którego istnienia nie przeczuwała, i miłość, o jakiej nie śniła. Bo przeznaczeniem Meghan jest odegrać rolę w wojnie magicznych królestw, powstrzymać zło, jakiemu nie odważy się sprzeciwić żaden elf, i dokonać wyboru pomiędzy dwoma śmiertelnymi wrogami: swoim najlepszym przyjacielem a mrocznym księciem, który może wolałby widzieć ją martwą, niż pozwolić jej dotknąć swego lodowatego serca...


Witajcie w Nigdynigdy !


Na wstępie, uczciwie zaznaczę dwie rzeczy, byście mieli całkowitą jasność: po pierwsze - ja tej książki nie przeczytałam i nie przeczytam jej nigdy. Ja ją po prostu pożarłam. To nigdy nie będzie książka. To będzie coś znacznie ważniejszego. Po drugie - oświadczam, iż nie biorę odpowiedzialności za zarwane noce, zaniedbanie obowiązków, opuszczone zajęcia czy spóźnienia do pracy. "Żelaznego Króla" , czytacie tylko i wyłącznie na własną odpowiedzialność. I pomimo tych oczywistych mankamentów, jak oderwanie się od realnego życia i codziennych obowiązków, gwarantuje,że debiutancką powieścią, łączącą w sobie Sen Nocy Letniej, Alicję z Krainy Czarów i Opowieści z Narnii, będziecie na zawsze oczarowani. I już nigdy nie sięgniecie po żadną inną książkę. Bo żadna inna nie będzie aż tak dobra...

Meghan Chace, tylko godziny dzielą, od szesnastych urodzin. Ta słynna słodka szesnastka, magiczne urodziny. Meghan nie spodziewa się cudów - w jej spokojnym życiu na farmie, z oderwanym od rzeczywistości ojczymem, wiecznie zapracowaną matką i Ethanem, młodszym bratem żyjącym w świecie czarodziejskich szaf, wróżek i mówiących królików, niewiele może się zdarzyć. Jest zwyczajną dziewczyną, typową nastolatką, z ubogiej rodziny, niezauważaną w domu, obojętnie mijaną w szkole i skrycie podkochującą się w największych szkolnym przystojniaku - kapitanie drużyny futbolowej. Tego samego dnia, zaczynają dziać się rzeczy, których nie sposób racjonalnie wyjaśnić - czyżby ta zwyczajna nastolatka zaczynała wariować ? A może istnieje zupełnie inne, niekoniecznie proste i miłe wyjaśnienie... na domiar złego, wieloletni przyjaciel i powiernik Meg, "Robbie", czy może raczej Puk, oświadcza zszokowanej dziewczynie,że nic nie jest takie jak się dotąd wydawało. On nie jest człowiekiem, świat jaki dotychczas znała, nie jest jedyny, a mityczne stwory znane z legend i baśni naprawdę istnieją. Biedak, jest kompletnie obłąkany, czy nie tak?
To jednak nie koniec, chaosu w świecie Meghan. Jej ukochany brat, zaczyna zachowywać się co najmniej dziwnie - pomijając typowe dla czterolatków potwory w szafie i rozmawiające przytulanki, ten rozkoszny chłopczyk, który budzi zachwyt starszych Pań na ulicy, rzuca się na siostrę, niczym jakaś złowieszcza anomalia. Czy to na pewno jej brat ? A może potwory, nie są tylko wytworem wyobraźni i dziecinnymi mżonkami? Może one... naprawdę istnieją ?

I... rozpoczynamy podróż do Nigdynigdy. Nie ma sensu, bym Wam opisywała czym właściwie jest ta kraina. Ona dla każdego przybiera inną postać. Staje się tym, czym chcemy by się stała. I jeśli nie zachęcą Was nadnaturalne, piękne stworzenia wychylające się zza fererii barw i odurzającego kwiatowego zapachu, jeśli nie zachwycą Was trolle dźwigające olbrzymie maczugi i smukłe służące z koźlimi różkami, czy wreszcie ujmujący, ironiczny kot,żywcem wyjęty z dzieł Lewisa Carolla, to... już nie wiem jak dalej zachęcać. Tutaj Autorka, prócz wykreowania nowego, zaskakującego świata, garściami czerpie z tradycji Fantasy i znakomicie zdaje sobie z tego sprawę. Dokonała niesamowitego połączenia, dzieł Szekspira i klasyków Fantasy, tworząc coś nowego, świeżego i zatrważająco perfekcyjnego. Nie spotkaliście Króla Oberona w towarzystwie Kota z Cheshire? W dziele Julii Kagawy, znajdziecie Władcę, ze "Snu Nocy Letniej" pertrakującego z uroczym kotem, wychylającym się zza drzew w "Alicji z Krainy Czarów". Wszyscy bohaterowie, są idealnie dopracowani, znakomicie skonstruowani i złożeni. Główna bohaterka Meghan, nie jest (niebiosom dzięki) kolejną nawiną nastolatką, potykającą się o własne nogi i czerwieniącą przy byle okazji. Autorka wspaniale ukazała zachodzącą w niej przemianę - ze zwykłej dziewczyny, w silną, pewną siebie i władczą księżniczkę elfów. Taką która nie waha się bronić siebie i swoich najbliższych. Taką, która nie boi się zakochać... Mamy tutaj do czynienia z 'amantem' typowym dla młodzieżowej literatury i znów z sytuacją, gdzie mężczyzn jest dwóch, a kobieta jedna, ale na szczęście nie jest to ani żenujące, ani niesmaczne, ani bezsensowne. Poboczna historia miłosna, jest genialnie dopracowana,przyprawiająca o zawrót głowy i dreszcz podniecenia. Pokochałam Asha, niemal tak mocno jak Meghan... a to nie jest zwykłe słodkie uczucie, jak z kart typowych Paranormali. To przepiękna dojrzała i zakazana miłość, między potomkami dwóch zwaśnionych królestw. Jeden pocałunek, może spowodować odnowienie starych konfliktów i wybuch wojny. Czy dla miłości warto zaryzykować? Wszystko ? Relacja między bohaterami, prezentuje się wręcz wspaniale. Ash, to ujmujący młody mężczyzna, z lodowym sercem, do którego dostępu zaciekle broni i co mnie niezmiernie cieszy - nie rzuca się od razu w ramiona pięknej dziewczynie, nie wyznaje jej miłości. Owszem,myślałam,że droga Meghan do chłopaka będzie trudniejsza, dłuższa. Mimo wszystko - szczerze podziwiam Autorkę, za stworzenie tak genialnej postaci jak Ash. Wyobraź sobie,że olśniewająco przystojny, ironiczny mężczyzna, o chłodnych oczach prosi Cię o jeden taniec... a potem uprzejmie informuję, że zabije Cię z uśmiechem na ustach. Czujecie ten dreszcz na plecach? Ja czuję...

Akcja pędzi szybko, ale nie za szybko. Mamy czas na oswojenie się z krainą Nigdynigdy, bohaterami, na wtopienie się w historię. Julie Kagawa nie szczędzi nam niespodziewanych zwrotów akcji, przyprawiających o wstrzymanie oddechu, a fabuła jest idealnie dopracowana do ostatniej strony. Jeśli chodzi o Nigdynigdy, to... ten świat zadaje kłam opowieściom dla dzieci, gdzie elfy to przesympatyczne stworzenia, syreny tak naprawdę nie chcą naszej krzywdy, a Trolle ochoczo zaprzyjaźniają się z człowiekiem. Kraina zrodzona z wyobraźni i uzupełniana ludzkimi fantazjami. Macie młodsze rodzeństwo, któremu zdarza się mieć wymyślonych przyjaciół? Poproście, by Wam o nich opowiedzieli. I na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, możecie być pewni, że Ci przyjaciele to stworzenia z Nigdynigdy... To świat, gdzie obietnica i "dziękuje" może kosztować Cię bardzo wiele... Obietnice czasem trzeba składać. A kiedy spotkasz na drodze kogoś, kto obróci Twoje słowa przeciwko Tobie, obietnicę przeistoczy w istną fantasmagorię i będzie żądał od Ciebie duszy, głosu czy nienarodzonego dziecka... wtedy możesz tylko modlić się o przetrwanie. Nigdynigdy, to niebezpieczny świat. Świat, gdzie śmiertelniczka jest zwykłą przekąską. Świat gdzie nie ma zasad, etyki, szacunku, czy rozterek moralnych. To świat, gdzie piękna syrena zwabi Cię śpiewem w odmęty i zabije bez mrugnięcia okiem, baśniowe stwory zrobią z Ciebie duszoną pieczeń, a złociste elfy zmuszą do tańca przez całą wieczność i jeszcze jeden dzień dłużej...

Jedynym problemem, który pojawia się po lekturze "Żelaznego Króla" jest to obezwładniające uczucie pustki i uczucie,że żadna inna książka już nie będzie tak dobra. Chyba pozostaje tylko czekanie na kolejną część... o której myślę z niepokojem. Po spektakularnym początku, Julie Kagawa może zgotować nam niespodziankę i kolejny miszmasz - ja czekam na to z niecierpliwością, bo wiem,że przy jej zdolnościach malowania obrazów słowem i odmieniania rzeczywistości, każda opowieść która wyjdzie spod jej pióra, będzie doskonała. 
To książka, która dostarcza nam rozmaitych emocji, od których brakuje nam tchu. Od historii Meg, nie można się oderwać nawet na chwilę. Bo my tam po prostu jesteśmy, razem z nią. 

Wypada jeszcze wspomnieć, o oprawie graficznej tej książki i serdecznie przeprosić Wydawnictwo Amber, za to,że nie wierzyłam w ich twórcze możliwości i wyśmiewałam okładki wydawanych przez nich pozycji. "Żelazny Król" to dzieło od strony graficznej, wręcz idealne. Okładka jest wprost przepiękna, z niepowtarzalnym klimatem i zwiastunem tajemnicy... warte uwagi, są też prześliczne "zawijasy" (naprawdę nie wiem, jakiego innego określenia użyć ! ) i nieziemskie kwiaty, pojawiające się w rogach każdej strony. Grzbiet książki, jest w odcieniach błękitu i z pięknie wypisanym tytułem. Słowem, czary. To wszystko sprawia,że "Żelazny Król"  jest rozkoszną ucztą nie tylko dla umysłu, ale i dla oczu czytelnika. 

Wszystkich którzy jeszcze nie czytali powieści Julie, zapraszam do zatopienia się w niezwykłą historię Meg, a ja... idę szukać drzwi do Krainy Nigdynigdy. Mam nadzieję,że ją znajdę. Jeśli znajdę, to z pewnością Wam o niej opowiem.
Końcowa Ocena: 10/10. 


* Tytuł recenzji, został zapożyczony od Cassin. ;)

Recenzja: "Wyjący Młynarz" - Arto Paasilinna.

Tytuł: "Wyjący Młynarz".
Seria: Nieznana.
Autor: Arto Paasilinna.
Tłumaczenie: Bożena Kojro.
Ilość Stron: 205.
Wydawnictwo: Kojro.

Nigdy nie interesowałam się zbytnio literaturą fińską. Owładnięta wampirami, wilkołakami, wróżkami i aniołami, czy wreszcie innymi stworzeniami nie z tej Ziemi, nie zawracałam sobie głowy dziełami fińskich twórców."Wyjącego Młynarza" przeczytałam tylko dlatego,że dostałam egzemplarz od Wydawnictwa - wcześniej nawet nie wiedziałam,że taka książka istnieje. A jednak, "Wyjący Młynarz" był bardzo miłym odpoczynkiem od Paranormali, bo przenieśliśmy się do świata na wskroś naturalnego i po prostu realistycznego.

Głównym bohaterem powieści, jest tytułowy Wyjący Młynarz - Hutten. Nie jest to do końca szczęśliwy człowiek; to ktoś kto ucieka przed wspomnieniami i boi się stanąć twarzą w twarz z przeszłością. Mężczyzna, jest postacią dosyć osobliwą, a zarazem perfekcyjnie wykreowaną. Rzeczą która odróżnia go, od praworządnych obywateli niewielkiej wsi, jest fakt,że człowiek ten posiada nadzwyczajną zdolność naśladowania głosów niemal wszystkich zwierząt. Jedni krzyczą, płaczą gdy coś układa się nie po ich myśli - Hutten wyje do księżyca. Inni tańczą i śmieją się, gdy mają powody do radości - Młynarz naśladuje wesołe zwierzęta. Mieszkańcy wsi, uważają Huttena, za krótko mówiąc - wariata. Nie cieszy się on w małej społeczności powszechnym szacunkiem, raczej opinią osoby niezrównoważonej i do cna zdziwaczałej. Na drodze Młynarza, staje tajemnicza kobieta...czyżby miłość ? Sprawy się komplikują, gdy na jaw wychodzi fakt,że sąsiedzi, jakoby z chęci niesienia pomocy, załatwili nieszczęśnikowi pobyt w szpitalu psychiatrycznym.

Książka bez wątpienia, porusza wiele problemów, dzisiejszego świata. To przede wszystkim, opowieść o braku tolerancji, głupocie ludzkiej i o tym, do czego zdolni są ludzie, by "ukarać" wyróżniającą się osobę. W "Wyjącym Młynarzu" doskonale ukazany jest właśnie problem nietolerancji. Mieszkańcy wsi, nie tolerują Huttena, choć nie robi nic złego - dręczą go, bo wyróżnia się z tłumu, jest postacią barwną i oryginalną.

Powieść jest uniwersalna, nie ma żadnych granic, przedziału wiekowego. Tę pozycję każdy odbierze inaczej i odczyta w inny sposób - to właśnie magia tej fińskiej powieści. Nie jest to książka tryskająca humorem, o rozbudowanej fabule i akcji. To nie typ, w którym nie nadążamy z przewracaniem kartek, bo akcja pędzi w zastraszającym tempie, ale lektura wręcz nostalgiczna, przy której można odprężyć się odpocząć, czy zastanowić nad światem. Wypada też wspomnieć o fakcie,że książka - choć krótka, jest absolutnie nienużąca. Wydarzenia nie nudzą, wszystko jest zgrabnie złożone,pomimo tego,że akcja rozwija się powoli. Opisy przyrody - których sama obecność mnie przerażała, także są do przyjęcia i bynajmniej nie rozpływają się na kilkanaście stron. Właściwie, nic już więcej nie mogę dodać - to zbyt krótka i zbyt mało wypełniona treścią lektura, by można pisać na jej temat elaboraty. Mimo wszystko, warto po tę lekturę sięgnąć.
Końcowa Ocena: 7/10.


                              Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Kojro, za co serdecznie dziękuję. 
                                                      
             

sobota, 11 czerwca 2011

Recenzja: "Wschodzący Księżyc" - Keri Arthur.

Tytuł: "Wschodzący Księżyc".
Seria: "Zew Nocy" (Tom I).
Autor: Keri Arthur.
Tłumaczenie:Kinga Składanowska.
Ilość Stron: 432.
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica.

Opis Wydawcy: Riley Janson, na co dzień zatrudniona w biurze Departamentu Innych Ras w Melbourne, skrywa niezwykłą tajemnicę. Jest rzadko spotykanym połączeniem wilkołaka i wampira, ale jej wilcza natura dominuje. Nie chce być Strażnikiem, jak jej brat bliźniak, Rhoan, który musi zabijać, aby ochraniać ludzi. Jednak nie zawsze okoliczności sprzyjają naszym planom, czasem życie decyduje za nas... Zbliża się pełnia, która wilczą część Riley bierze w posiadanie i doprowadza do burzy zmysłów. Gdy Rhoan znika w trakcie misji, a tajemniczy, nagi i niezmiernie pociągający wampir staje na progu jej mieszkania, Riley wie, że zbliżają się kłopoty. Aby odszukać brata, angażuje się w sprawę tajemniczej śmierci Strażników Departamentu. Jakby tego było mało, pojawia się niebezpieczny szaleniec ogarnięty obsesyjną myślą stworzenia doskonałej istoty powstałej z połączenia kilku genów nieludzi... "Wschodzący księżyc" jest pierwszą z serii dziewięciu książek o Riley Jenson. Daj porwać się księżycowej gorączce i wejdź do świata, gdzie wilcza namiętność budzi do życia nawet nieumarłych...


Gdy wschodzi Księżyc...

Bardzo długo, wzbraniałam się przed przeczytaniem "Wschodzącego Księżyca", a jednocześnie wszystko mnie do tej powieści ciągnęło. Lubię miszmasz w literaturze Paranormal Romance, ale i wampiry i wilkołaki, a to tego romanse z obydwoma gatunkami... kiedy dowiedziałam się,że główna bohaterka jest połączeniem likantropa i wampira, zniechęciłam się zupełnie, no bo cóż to jest? Ja, jako miłośniczka Paranormali, przeczytałam ich naprawdę wiele, a w żadnym nie było tak nowatorskiego i zaskakującego połączenia. Dodatkowo, niepokoił mnie fakt,że seria liczyć będzie sobie aż dziewięć tomów - czyli klasyczny tasiemiec. Ile poczekamy sobie na wydanie ich wszystkich? Koniec końców, ujęła mnie doskonale wykonana okładka. I z całą mocą mogę stwierdzić,że  debiutancka powieść Keri Arthur, zawładnęła moimi myślami uczuciami i w pełni zasługuje - zarówno na status bestsellera, jak i na miejsce w mojej podstronie "Ulubione".


Macie dosyć romansów dla nastolatek, ze słodkim krwijopijcą w roli głównej i ckliwymi wyznaniami dozgonnej miłości i wierności ? Dosyć książek, których główne bohaterki, to urocze, niewinne, młode dziewczęta? Sięgnijcie zatem, po "Wschodzący Księżyc" gwarantuje,że nie będziecie zawiedzeni. Z początku czytanie szło mi dość opornie ; przełom nastąpił po zapoznaniu się z kluczowym faktem : główna bohaterka Riley Jenson, ma uwaga... niemal trzydzieści lat. Dawno, żadna informacja nie wywołała tak szerokiego uśmiechu na mojej twarzy. Nie da się ukryć,że w romansach Paranormalnych prym wiodą nastolatki. Górna granica, to osiemnasty rok życia. Tutaj mamy do czynienia z czymś zupełnie nowym i świeżym. Główna bohaterka nie jest zbuntowaną nastolatką, a dorosłą kobietą, doskonale zdającą sobie sprawę z własnych potrzeb i własnej atrakcyjności. 


Fabuła zaczyna się w momencie, zniknięcia brata Riley - strażnika, zatrudnionego podobnie jak siostra w Departamencie ds. Innych Ras, z tą różnicą,że ukochany brat, jest bezwzględnym, doskonale wyszkolonym zabójcą. Zabija, by zapewnić ludziom bezpieczeństwo, a Riley sądzi,że absolutnie nie jest do tego zadania stworzona i jedyne co jej pozostaje, to papierkowa robota za biurkiem. Czy aby na pewno? Akcja kręci się wokół Rhoana, oraz zagadkowych zniknięć i zamieszania z kilkoma kochankami Panny Janson - szczególnie jednym kochankiem  - aroganckim Talonem, który szykuje dziewczynie złowieszczą niespodziankę, mogącą zagrozić życiu jej i jej najbliższych....
No, właśnie. Na temat głównej bohaterki mam bardzo dużo do powiedzenia. Autorka wykreowała postać całkowicie nową i zadziwiającą, jakże odmienną od tych, których erę zapoczątkowała Stephanie Meyer. Pomijając już wiek, Riley jest ostrą, pewną siebie kobietą, świadomą własnej atrakcyjności. Nie jest kolejną cnotliwą Panną z dobrego domu, czekającą na wyśnionego księcia z bajki i podróż z nim na białym rumaku, w promieniach zachodzącego słońca - wręcz przeciwnie ! Bardzo swobodnie podchodzi do swojej seksualności, ma wielu kochanków, lubi niezobowiązujące znajomości i przelotny seks. Nie zamierza wiązać się z nikim na stałe, jest częstym gościem w nocnych klubach, gdzie daje ponieść w pełni zmysłom, księżycowej gorączce i pożądaniu. Riley wiedzie zupełnie beztroskie,szczęśliwe życie. Do czasu, aż sprawy z Talonem zaczynają się komplikować, a ona znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Dodatkowych zmartwień , przysparza fakt,że w jej życiu pojawia się kolejny mężczyzna; tym razem dość nietypowo, bo obłędnie przystojny i pociągający osobnik, zjawia się całkiem nagi, na wycieraczce dziewczyny. Po raz pierwszy, nachodzą ją wątpliwości: czy przelotne znajomości, opierające się tylko na ostrym seksie, to naprawdę to czego pragnie? Czy może się jeszcze zakochać? Quinna, polubiłam bardzo i naprawdę, darzę tę postać dużą sympatią. To wręcz uosobienie idealnego partnera - inteligentny, przystojny, świetny w łóżku - czego chcieć więcej? Czy wspominałam o tym,że jest wampirem? A kochankowie Riley to wilkołaki. Jej brat, jest anomalią, dziwaczną mieszanką wampira i wilkołaka, przy czym ta część wampirza bierze górę - u jego siostry, jest odwrotnie. Można się pogubić, prawda?
Erotyka w książce jest, a jakże ! I bardzo mnie to cieszy. Nie są to sceny erotyczne, przekraczające granice dobrego smaku, wulgarne, ani nic w tym guście. Autorka znalazła właściwe proporcje, erotyka jest doskonale wyważona. Owszem, takich scen jest w książce sporo, ale fabuła nie opiera się tylko i wyłącznie na tym. Choć to erotyka w dobrym wydaniu, książka jest jednak skierowana to starszych Czytelniczek - to nie jest grzeczna lektura, dla dwunastoletnich dziewczynek, które przy scenach seksu będą się rumienić, z wdziękiem pensjonarki (czy Wy też uważacie,że używam nagminnie tego wyrażenia?) . Książka jest przeznaczona dla szerokiej grupy odbiorców i zadowoli nie tylko młode dziewczyny, ale i dorosłe kobiety. Innymi słowy, każdy znajdzie coś interesującego dla siebie.


Nie jest to lektura wysokich lotów, lecz bardzo przyjemna powieść na umilenie czasu. Przy czytaniu towarzyszą Czytelnikowi rozmaite emocje, może nie skrajne, ale nie jest to typ książki którą czyta się powoli i beznamiętnie, odliczając czas do jej skończenia. Akcja idzie bardzo szybko, płynnie następują po sobie kolejne wydarzenia. Przy lekturze nie sposób się nudzić, wystarczy przez chwilę się skupić, a błyskawicznie zatoniemy w świecie Riley i będziemy święcie przekonani,że lada moment do naszych drzwi zapuka seksowny wilkołak. Narracja jest bardzo umięjetnie poprowadzona, rzeczywistość ukazana z perspektywy Riley, zdecydowanie była dobrym pomysłem. Nie znaczy to,że skupiamy się jedynie na niej - możemy poznać również innych, równie ciekawych bohaterów, niemal w takim samym stopniu jak młodą likantropkę.
Zatem, Wy biegnijcie do księgarni, po powieść Keri Arthur, a ja zmierzam w kierunku mojej półki - skąd uśmiecha się do mnie część druga. Oby więcej Quinna !
Końcowa Ocena: 10/10.


Książkę otrzymałam od
Instytutu Wydawniczego Erica
,za co serdecznie dziękuję.   

piątek, 10 czerwca 2011

Recenzja: "Numery 2" - Rachel Ward.

Tytuł: "Numery 2. Chaos".
Seria: "Numery" (Tom II).
Autor: Rachel Ward.
Tłumaczenie: Opracowanie Zbiorowe.
Ilość Stron: 440.
Wydawnictwo: Wilga.

Opis Wydawcy: Coś się zbliża... Coś gigantycznego. Coś złego.Gruzy, woda, ogień, chaos... Prawdziwe piekło.1 stycznia 2027 roku w Londynie stanie się coś strasznego.Zniknie całe miasto. Zginą miliony ludzi. Adam to wie, bo jak jego mama Jem widzi w oczach ludzi datę śmierci.. A prawie wszyscy wokół mają ten sam numer: 1.1.2027. Co to będzie? I co Adam może zrobić?   

Numery 2, czyli świat pogrążony w chaosie. 

 Numery. Towarzyszą nam wszędzie, na każdym kroku. W naszym codziennym życiu, niemal wszystko składa się z cyfr, cała układanka. Nawet my, jesteśmy podporządkowani numerom. To one wyznaczają naszą datę przyjścia na świat... i datę odejścia. My zawsze możemy przed nimi uciec. Możemy zamknąć oczy, nie zaprzątać sobie głowy wszechobecnymi numerami, udawać,że nie istnieją. Bohaterowie książek uznanej, amerykańskiej pisarki Rachel Ward, takiej możliwości nie mają.

Czytając pierwszą część Trylogii, przywiązałam się szczególnie do głównej bohaterki - piętnastoletniej Jem. Sądziłam,że kolejna część, bez niej, nie będzie już tak dobra i zachodziłam w głowę, jak Autorka poradzi sobie z tym zadaniem, jakim jest napisanie drugiej części, tak by wciąż trzymała poziom. Teraz wiem,że Rachel Ward, stworzyła genialną powieść, taką która na zawsze zostawia w naszych duszach ślad i sprawia,że myślimy z niepokojem i trwogą, o nie tak odległej przyszłości.

Rok 2026. Futurystyczna, niepokojąca wizja nowego świata. Jem już odeszła, pozostawiając po sobie syna - szesnastoletniego Adama. Zbuntowanego nastolatka, wychowuje babcia Val, którą mieliśmy okazję poznać już w poprzednim tomie. Adam odziedziczył po matce, dar, ale i przekleństwo ; gdy spojrzy komuś w oczy, również widzi numer, oznaczający datę śmierci. Numery są nieomylne. Czy aby na pewno? Weston posiada jednak, jeszcze jedną złowieszczą zdolność;prócz numeru, widzi i czuje całym sobą, sposób czyjejś śmierci. Czy umrzemy w płomieniach, od ciosu nożem, może śmiercią naturalną ?
Tym razem, nic nie jest normalne, jeśli w ogóle możemy mówić o normalności w świecie Adama. Wszyscy mają ten sam numer : 112027. Chłopak nie wie, co oznacza ta data, wie jedno: Londyn jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Wie, że zapanuje chaos. Ludzie powinni zostać ewakuowani i on chce ich do tego przekonać - ale czy ktokolwiek go posłucha ? Jak potoczy się to dalej? Bo kiedy Adam już zapoczątkuje lawinę wydarzeń, nie będzie odwrotu... Narracja jest podzielona, pomiędzy dwójkę głównych bohaterów: Adama i Sarę - arogancką szesnastolatkę, z bagażem trudnych doświadczeń, uciekającą przed policją,ludźmi i samą sobą.  Trzeba przyznać Autorce,że poza wspaniale wykreowanym z rozmachem światem, stworzyła niesamowitych bohaterów, takich o których będziemy pamiętać bardzo długo. Adam - widzący coś, czego nikt inny nie może i nie chce zobaczyć nastolatek, o niepokojących oczach i egzotycznym kolorycie. Sara - dziewczyna z tajemniczą przeszłością i sekretami, o których strach myśleć i rozmawiać,  mająca od lat ten sam koszmar: ona ,Adam i płaczące dziecko w płomieniach. Co najgorsze, ten sen może się ziścić... I w końcu Val: Matka Terry'ego, babcia Adama. Pomijając już fakt,że widzi aury ludzi, jest kobietą o nietuzinkowym i oryginalnym charakterze. Uparta, egocentryczna, a jednocześnie osoba o złotym sercu, optymistycznym nastawieniu do życia. Wszyscy bohaterowie, zarówno ci główni, jak i poboczni, są znakomicie skonstruowani. Ich sylwetki psychologicznie, są idealnie zbudowane. To postaci, tak przepełnione emocjami i doskonale wykreowane, że wydają się niemal realistyczne.

Akcja pędzi w zatrważającym tempie, nie dając nam chwili wytchnienia przy lekturze. Narracja, podzielona pomiędzy dwójkę bohaterów, sprawia,że nie możemy najdłużej zatrzymać się przy jednej osobie - natychmiast zostajemy przeniesieni do świata tej drugiej. Ogromnym plusem, jest normalny, współczesny język, jakim posługuje się Autorka. Nie jest to język pełny rozmaitych udziwnień, czy na siłę młodzieżowy, ale najzwyczajniejszy język, jakim posługujemy się na co dzień. Pani Ward, ma talent malowania obrazów słowem. Jej opisy końcowych wydarzeń, przepełniają Czytelnika subtelną grozą, właściwą najlepszym powieściom. Gdy czytałam ostatnie rozdziały, miałam w głowie cały ten obraz tragedii, zamieszanie, krzyki, chaos. Autorka miała wspaniały pomysł na powieść i znakomicie go zrealizowała.

Podczas czytania, towarzyszyły mi ogromne, wprost nie do opisania emocje. Panował we mnie istny chaos myśli i plątanina uczuć. Niejednokrotnie polały się łzy, a tym co zostało mi po lekturze jest niepokój i ...numer: 112027. Ja tej daty pewnie dożyję, a jestem całkowicie pewna, że tego dnia będę miała w pamięci "Numery 2". Może nie będę wyczekiwać apokalipsy, chociaż... kto wie?

Jaki będzie finał ostatecznych wydarzeń? Czym są numery i czy można je powstrzymać? Czy komukolwiek uda się opanować, wymykającą się spod kontroli sytuację?
Końcowa Ocena: 10/10.


                               Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga, za co serdecznie dziękuję. 
                                                             
                 

Recenzja: "Drżenie" - Maggie Stiefvater.

Tytuł: "Drżenie".
Seria: "Wilki z Mercy Falls" (Tom I).
Autor: Maggie Stiefvater.
Tłumaczenie: Ewa Kleszcz.
Ilość Stron: 464.
Wydawnictwo: Wilga.

Opis Wydawcy : 
"Drżenie" to pierwsza część trylogii Maggie Stiefvater, która ukazała się już w 34. krajach! Sprzedano też prawa do filmu. Przez ponad 40 tygodni książka utrzymywała się na liście bestsellerów New York Timesa. "Drżenie" to opowieść o wielkiej miłości, ale także o wielkiej samotności. O tym, jak ważna jest przyjaźń. O potrzebie akceptacji i autorytetów. O współczesnych nastolatkach.
Opowieść o wilkołakach z Mercy Falls zaczyna się w momencie, gdy w tajemniczych okolicznościach znika z kostnicy ciało szkolnego kolegi Grace. Ona sama od lat widuje pod domem wilka o złotych oczach. Mieszkańcy miasteczka wyruszają na polowanie, a Grace odkrywa, że jej wilk to tak naprawdę wrażliwy chłopak Sam, który wkrótce staje się jej bliższy niż rodzice, i o którego życie, a nawet zwykłą ludzką postać musi walczyć. Gdy zapada zmierzch i robi się coraz zimniej, ludzie stają się wilkami. Jaką osobą okaże się Sam i czy uda się mu zachować ludzką postać...?   


"Drżenie" to pierwsza część Trylogii pióra Maggie Stiefvater, wydanej już w trzydziestu czterech krajach. Zostały sprzedane prawa do ekranizacji , a sama powieść przez kilkadziesiąt tygodni widniała na szczycie listy bestsellerów "New York Times'a". To rzecz, która zniechęciła mnie już na wstępie, bowiem wiele sztandarowych pozycji z listy słynnego "Times'a" to zupełnie przeciętne, albo co gorsza słabe książki. Do samego zaszczytnego miana "bestselleru", jestem uprzedzona, bo naprawdę rzadko się zdarza by te owiane sławą bestsellery były naprawdę dobre i wnosiły do literatury coś nowego.Z zasady, choć jestem miłośniczką konwencji Paranormal Romance - nie przepadam za wilkołakami,zmiennokształtnymi, etc. Nie lubię wilków, a to chyba dyskwalifikuje  mnie na starcie. Na samą myśl, o jakimkolwiek obcowaniu cielesnym z człowiekiem, zmieniającym się w wilka, dostaję nieprzyjemnego dreszczu ; nie ma chyba rzeczy, która jeszcze bardziej by mnie odrzucała.A jednak, do "Drżenia" byłam od początku nastawiona pozytywnie. Taka bajkowa opowieść o miłości, przesycona sennym klimatem, o wilkach (już zniosę) wśród zimowych krajobrazów. Przeczytam, bo co mam do stracenia? 

Grace, to pozornie zwyczajna nastolatka, trochę inowertyczka o optymistycznym usposobieniu i podejściu do ludzi. Przeważnie zamknięta w czterech ścianach, z rodzicami rozmawiającymi okazyjnie - można powiedzieć, że dziewczyna wychowuje się sama, bowiem wiecznie zajęci i oderwani od rzeczywistości rodzice, większość czasu spędzają na wystawnych przyjęciach, wernisażach, czy radosnych spotkaniach z przyjaciółmi. Siedemnastolatka, skrywa jednak bolesną i złowieszczą tajemnicę z przeszłości - będąc dzieckiem,została wręcz 'uprowadzona' i niemal zagryziona przez wilki, egzystujące we właściwie przydomowym lesie. Od czasu tego feralnego zdarzenia, dziewczyna przejawia niezmienną fascynację tymi zwierzętami, co dodatkowo potęguje fakt,że od sześciu lat pod jej dom przychodzi znajome stworzenie  o hipontyzujących złotych oczach. Po sześciu latach, wilk odnajduje w sobie odwagę, by zbliżyć się do Grace... teraz już nie będzie odwrotu. Co gorsza, szkolny awanturnik Jack, zostaje zagryziony przez wilki, a z jego ciałem zaczynają dziać się dziwne i przerażające rzeczy...co wspólnego z tym wszystkim ma złotooki wilk ? 

Na wstępie powiem,że niezmiernie zdziwiły mnie podobieństwa do sagi "Zmierzch". Saga Stephanie Meyer, choć rozchwytywana i uwielbiana przez miliony, jest niczym więcej jak tylko przesłodzonym, infantylnym romansidłem. Książka Pani Stiefvater zdecydowanie taka nie jest. Owszem, wątkiem przewodnim "Drżenia" jest miłość, ale to powieść oscylująca nie tylko między romansem, ale i kryminałem, sensacją. Główne bohaterki mają po siedemnaście lat i na tym ich podobieństwa się kończą. Grace nie jest kolejną cnotliwą, nieśmiałą panną z typowo amerykańskiego domu - wręcz przeciwnie ! To ostra, czasem arogancka dziewczyna, która bez wahania walczy o swoje i rzuca się na pomoc najbliższym. Nie jest osobą, (w przeciwieństwie do Belii Swan) która na dźwięk słowa "seks" rumieni się z wdziękiem pensjonarki. To młoda kobieta, zdająca sobie sprawę z własnej wartości, która nowopoznanego chłopaka zaprasza do łóżka (nie,żeby coś od razu miało się w tym łóżku dziać -  jednak liczy się gest), nie ma oporu przed pokazywaniem się mu w bieliźnie i dziwi jego rumieńcom zażenowania, w niektórych sytuacjach. Tutaj, do panny Swan,możemy raczej porównać głównego męskiego bohatera "Drżenia", amanta Sama. Ten, to naprawdę okaz ! Słodki, niewinny, czasem nieśmiały. Ogólnie, sama słodycz. Gdyby był uroczym dziesięcioletnim chłopcem, to mogłabym to wybaczyć, ale na litość boską, toż to już prawie mężczyzna, który nie potrafi wypowiedzieć "słowa na s" bez szkarłatnych plam, wykwitających na policzkach. Postacie, nie tylko główne, ale i poboczne, są znakomicie skonstruowane - na wskroś ludzkie i realistyczne. Tak samo, jak każdy przeciętny śmiertelnik, odczuwają strach, buzują w nich najróżniejsze emocje. Wilkołaki nie są ukazane, jako posłuszne psy, czy niezwyciężone stworzenia nocy, tylko jako wilkołaki zdolne do uczuć, niebezpieczne, groźne dla siebie i innych. Autorka doskonale wykreowała fantastyczny świat likantropów i chwała jej za to. To chyba jedyna powieść o zmiennokształtnych, która zasługuje na moje uznanie.

Fabuła jest dobrze dopracowana, ale przez cały czas czytania, towarzyszyło mi to nieprzyjemne uczucie,że książka jest właściwie o niczym. Pomijając historię niezwykłej miłości, wprowadzanie nas do świata Sama, opisy jego codziennego życia z Grace, w zasadzie o niczym więcej nie możemy tam przeczytać. Jestem zdecydowanie fanką książek, w których co sekundę dzieje się coś nowego, nieprawdopodobnego. Wolę pozycje pełne akcji, przy których brakuje nam tchu z emocji i od których nie możemy się oderwać. "Drżenie" jest bardzo dobrym wprowadzeniem do tej historii i jeśli kolejne tomy będą obfitować w większą ilość emocjonujących zdarzeń i szybszą akcję, to naprawdę, będę miała tej powieści niewiele do zarzucenia, bo jest potrzebna - jako wprowadzenie do świata wilkołaków i zaznajomienie z nim Czytelnika. W książkę Meggie Stiefvater , można powoli się zatapiać, smakować i oddychać jej urokiem. Pomimo braku porządnej akcji, jest powieścią która wciąga od pierwszej strony i zachwyca Czytelników rozmachem i wizją wykreowanego  świata. Podczas czytania,wręcz czułam jak śnieg spływa mi po włosach, a oddech zamienia się w mroźną parę. 

To chyba jedna z niewielu książek Paranormal Romance, których fabuła od początku do końca, opiera się jedynie na wilkołakach. Zazwyczaj, w powieściach tego typu występuje istny miszmasz - jak wilkołaki, to i wampiry, upadłe anioły, czy inne stwory nie z tej Ziemi. Absolutnie, nie uważam,ani jednej ani drugiej formy za wadę. Po prostu miło było przeczytać historię, która opowiada tylko o jednym z mitycznych stworzeń.  Podsumowując: polecam "Drżenie" jak najbardziej, jeśli chcecie przeżyć kilka przyjemnych chwil, oderwania od codzienności. Nie jest to może arcydzieło, ale z pewnością książka, po którą naprawdę warto sięgnąć. 
Końcowa Ocena : 8/10.
                          Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga, za co serdecznie dziękuje. 
                                                               

wtorek, 7 czerwca 2011

Stosik Czerwcowy - Part 2.

Niedawno publikowałam zdjęcia swoich czerwcowych stosików. Sądziłam,że na następne czytadła, przyjdzie czas dopiero na początku lipca - jakże się myliłam ! Z tymi książkami, było trochę zamieszania, ale koniec końców wszystkie szczęśliwie do mnie dotarły. Tym razem, nie są to moje własne nabytki, lecz pozycje otrzymane w drodze współpracy, nawiązanej z Wydawnictwami. Pewnie powinnam poczekać, na kolejne książki, które są w drodze do mnie, by spotęgować efekt, ale z natury jestem niecierpliwa ;)). Nie przedłużając:

Od góry:
1."Całując Grzech"-Keri Arthur. (Od Instytutu Wydawniczego Erica, za co serdecznie dziękuje).
2."Wschodzący Księżyc"-Keri Arthur. (Instytut Wydawniczy Erica).
3."Numery 2: Chaos"-Rachel Ward.(Od Wydawnictwa Wilga,za co serdecznie dziękuje).
4."Drżenie"-Maggie Steivater.(Wydawnictwo Wilga).
5."Excalibur"-Bernardo Cornwell.(Instytut Wydawniczy Erica).
6."Nieprzyjaciel Boga"-Bernardo Cornwell.(Instytut Wydawniczy Erica).
7. "Zimowy Monarcha"-Bernardo Cornwell. (Instytut Wydawniczy Erica).
8."Zwiastun Burzy"-Bernardo Cornwell. (Instytut Wydawniczy Erica).

Zaczęłam już czytać "Numery 2" oraz "Drżenie" i muszę przyznać,że książki są świetne ! Jeszcze raz, dziękuje bardzo obu Wydawnictwom, za cały ten piękny stos. ;)
Miłego Wieczoru !

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Recenzja: "Okaleczony Anioł"-Beata Szymura.

Tytuł: "Okaleczony Anioł".
Seria: Nieznana.
Autor: Beata Szymura.
Ilość Stron: 125.

(E-Book -książka jeszcze niewydana w tradycyjnej formie)

Opis Wydawcy: Marta, główna bohaterka, kończyła właśnie liceum, zdawała maturę, miała kochającego chłopaka, planowała przyszłość, życie stało przed nią otworem, a ona brała z niego garściami – i nagle wydarzyło się coś, co pogrzebało wszystkie jej plany i diametralnie zmieniło jej życie. Skutkiem nieszczęśliwego wypadku staje się kalectwo – dziewczyna traci władzę w nogach. W nowej sytuacji nie potrafi się odnaleźć, czuje złość i żal do całego świata, a także wobec siebie. Nie jest już tą dawną, radosną, patrzącą z optymizmem na świat dziewczyną. Zamyka się w swoim pokoju, jak w klatce, i broni bliskim dostępu do siebie, a przede wszystkim do swojego serca. Jednak czy takie puste, samotne życie, faktycznie jest tym, czego pragnie? 
Książka stawia przed czytelnikiem szereg pytań, na które na pewno odnajdzie on odpowiedź w trakcie lektury: 
Jak wyglądał wypadek, po którym Marta stała się niepełnosprawna? Dziewczyna strzeże szczegółów tego wydarzenia, jakby wiązało się z tym zajściem wiele innych, bolesnych faktów… 
Czy dziewczyna wytrwa w świadomym skazaniu się na samotność, czy też zmieni zdanie? 
Czy jej chłopak, Jacek, jest gotowy na związek z kaleką? 
Co jeszcze straciła Marta w dniu wypadku? I co traci ciągle, każdego dnia w zamknięciu? 
Czy anioł, który jest pozbawiony nóg, może latać? 
Co zrobić, żeby już więcej nie upadać? 


'Okaleczone ciało, czy umysł?'

Bardzo długo, wzbraniałam się przed przeczytaniem "Okaleczonego Anioła". Przemawiało za tym kilka istotnych faktów: szczerze i z całego serca, nie cierpię książek polskich pisarzy. Może to wynik negatywnych doświadczeń,ale tak po prostu bywa. Kolejną sprawą, jest fakt,że "Okaleczony Anioł" to zdecydowanie nie moja tematyka. Już w rodzinie zdarzyło mi się zetknąć z problemem niepełnosprawności, zarówno fizycznej jak i umysłowej. Z takimi tematami jestem dosyć obeznana i naprawdę nie czułam potrzeby sięgania po tę powieść.
Kiedy na forum, obejmującym publikację patronatem, powstało zamieszanie, byłam jeszcze bardziej zniechęcona do tej historii. Koniec końców, postanowiłam dać jej szanse - przeczytam, w najgorszym wypadku mi się nie spodoba. Nie mam nic do stracenia, czyż nie?

"Okaleczony Anioł" to debiut młodej polskiej pisarki, Beaty Szymury. To właśnie tą powieścią, poprzez zajęcie drugiego miejsca w konkursie literackim, próbowała ona przebić się na polskim rynku wydawniczym. Nie wiem jaki cel jej przyświecał, w trakcie pisania powieści. Jeśli chciała wnieść coś nowego, powiew świeżości do literatury, to zdecydowanie nie udało się.

Główną bohaterką powieści, jest dziewiętnastoletnia Marta, tytułowy Anioł. Jej życie było idealne, aż do czasu tragicznego wypadku. Dziewczyna skończyła liceum,miała rozpocząć studia. Miała cudownego chłopaka u swojego boku i grono oddanych przyjaciół. Czego chcieć więcej? Pierwszą rzeczą, o której chciałabym wspomnieć, jest głupota głównej bohaterki. Na skutek szokujących i nieprzewidzianych zdarzeń, na imprezie u przyjaciółki, dziewczyna właściwie celowo wypada z okna, a życie ratuje jej znajdujący się na dole basen. Toż to istny idiotyzm i głupota! Recenzja literacka, w zasadzie nie powinna zawierać żadnych Spoilerów, czyli zdradzać zakończeń, bądź istotnych faktów, ale myślę,że wspomnienie o tym nie będzie za wielkim Spoilerem. Otóż, Marta niemalże popełniła samobójstwo... ponieważ na imprezie, nakryła swojego ukochanego Jacka na zdradzie z Anną - jak sądziła,najlepszą przyjaciółką i powierniczką. Moim zdaniem, to doprawdy szczyt bezmyślności. Wiadomo,że na ostrych imprezach, zakrapianych alkoholem, dzieją się różne rzeczy. Mianem "wielkiej zdrady" główna bohaterka określa jedynie niewinny pocałunek. Gdybym ja w takich sytuacjach miała rzucać się z pierwszego piętra za każdym razem, to już dawno byłabym zimnym trupem. W wypadku, nasz Anioł traci władzę w nogach i porusza się jedynie na wózku inwalidzkim. Obrazu tragedii dopełnia fakt,że Marta była w ciąży i straciła nienarodzone dziecko. Gdyby sytuacja opisana w książce była inna, pewnie szczerze bym jej współczuła.Ale to co działo się w "Okaleczonym Aniele" to już zakrawa na kpinę i istny komizm! Autorka stopniowała te 'makabryczne' fakty, co było według mnie, przeogromnym błędem. Zaraz po użalaniach się Aniołka nad sobą, dowiadujemy się jeszcze czegoś. Potem przychodzi jej chłopak, wszystko zaczyna się układać, ale nie - bo jest jeszcza jakaś smutna prawda, którą dziewczyna musi mu wyjawić.Jeśli chodzi o postacie, to są całkiem dobrze skonstruowane , ich sylwetki psychologiczne są w porządku. Fabuła jest średnio dopracowana, ale do przyjęcia. A jednak, osoby takiej jak Marta nie jestem w stanie znieść. Rozumiem jej uczucia i wiem,że Autorka chciała nas wprowadzić w świat i sposób myślenia niepełnosprawnej osoby. A jednak, ta dziewczyna jest doprawdy straszna. To,że popadła w depresję i zamknęła się w czterech ścianach, jeszcze jestem w stanie jej wybaczyć. Nie mogę tego zrobić natomiast, kiedy czytam jej nużące opisy zdarzeń 'przed' wypadkiem, oraz najistotniejsza kwestia - użalanie się nad sobą. Biedna Marta na wózku inwalidzkim, och,jakież biedne dziewczę. A w tej sytuacji najbardziej szkoda mi było jej rodziny i Jacka, dlatego,że musieli na to patrzeć. Za to ich podziwiam, bo ja nie zdobyłabym się na podobny gest. Jacek, jest bardzo mdłą i patetyczną ,a co najważniejsze nierzeczywistą postacią. Taki wierny, dobry kochający, zdolny znieść setki smutnych informacji. Najpierw użera się z kaleką dziewczyną i bezskutecznie próbuje jej przywrócić radość życia. Potem dowiaduje się,że była w ciąży, a mimo to od niej nie odchodzi. Cudownie, nieprawdaż? Być może, Pani Szymura chciała nam ukazać piękno i zdolność do poświęceń drugiego człowieka; ja tego tak nieodczuwam. U mnie fragmenty z partnerem Marty, wywoływały ataki ironicznego śmiechu,tak bardzo było to przerysowane i nierealne.Przerażająca jest hipokryzja i egoizm głównej bohaterki. Wciąż powtarza nam, jak bardzo cierpi, jak bardzo pragnęłaby odejścia Jacka i jego szczęścia u boku innej kobiety. A jednak, nie powie mu tego otwarcie, nie każe mu odejść. Z jednej strony uważa,że nie jest godną dla niego partnerką,a z drugiej usilnie dąży, do zatrzymania go przy sobie. Marta jest dziewczyną, którą z rozkoszą bym udusiła, byle już nie słuchać o jej przemyśleniach, o tym, jakie to życie jest niesprawiedliwe. Tak w skrócie można podsumować bohaterkę.

Książka jest raczej melancholijną, spokojną pozycją. Przy czytaniu kojarzyła mi się, ze spokojną rzeką, a to zdecydowanie nie jest typ literatury , jaki ubóstwiam. Pozycję czyta się bardzo szybko, ale przynajmniej w moim przypadku - całkowicie beznamiętnie i bez emocji. Nie doświadczyłam smutku, czy radości, brakowało mi łez i wzruszenia ściskającego za gardło, którego oczekiwałam. W końcu, niepełnosprawność, smutek nadzieja - myślałam,że książka autorstwa Pani Beaty, wyciśnie ze mnie wiele łez. To zabawne, taki paradoks, że nieraz ogromnych emocji, wręcz nie do opisania, irracjonalnej radości i ogromu łez, dostarczają mi powieści w typie Paranormal Romance, czy Fantasy, którymi Autorka pogardza. To przy tej "zagranicznej fanastyce, która nie uczy niczego o życiu" polały się moje łzy, pojawiły rumieńce podniecenia i ekscytacji na policzkach. To ta pogardzana przez Panią Beatę fanastyka, nauczyła mnie więce o życiu niż jej opowieść, poruszająca według niej ponoć "ważne tematy". 

Plusem, jest lekki i swobodny styl pisania Debiutantki. To on sprawia,że książkę czyta się lekko i szybko, raczej nie uśniemy. 

Jedyne co mi się naprawdę podobało w tej książce, to zakończenie. W przeciwieństwie do niektórych fragmentów
"Okaleczonego Anioła" nie było płytkie i przesłodzone, a po prostu optymistyczne, dające nadzieję na lepsze jutro. A jednak, nie samym zakończeniem człowiek żyje i chociaż ono mi się podobało, to nie mogę oceniać książki wysoko, tylko przez wzgląd na nie. Podsumowując: nie wiem, czy polecam tę książkę. Może akurat, komuś ta tematyka przypadnie do gustu i przeczyta "Anioła..." z prawdziwą przyjemnością. Ja niestety do takich osób się nie zaliczam.

Za możliwość przeczytania E-Booka, dziękuje serdecznie Autorce - Beacie Szymura. 

Recenzja: "Dobrani" - Ally Condie.

Tytuł: "Dobrani".
Seria: Trzytomowa, nazwa nieznana.
Autor: Ally Condie.
Tłumaczenie: Janusz Ochab.
Ilość Stron: 351.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.

Opis Wydawcy: Cassia zawsze była przekonana, że Społeczeństwo wybiera dla niej to, co najlepsze: co powinna czytać, co oglądać, w co wierzyć. Kiedy więc podczas uroczystości Doboru na ekranie pojawia się twarz Xandera, Cassia nie ma żadnych wątpliwości, że to właśnie jest jej idealny partner… do chwili gdy następnego dnia w miejsce Xandera na ekranie wyświetla się przez moment twarz Ky’a Markhama. 

Społeczeństwo mówi jej, że to drobna usterka, odosobniony przypadek, i że powinna się skupić na szczęśliwym życiu, które przyjdzie jej wieść z Xanderem. Lecz Cassia nie może przestać myśleć o Ky’u, a gdy oboje powoli zakochują się w sobie, zaczyna powątpiewać w nieomylność Społeczeństwa i staje przed trudną decyzją: musi wybrać pomiędzy Xanderem i Ky’em, pomiędzy życiem, jakie do tej pory znała, a drogą, którą nikt dotąd nie ośmielił się pójść. 




"Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy..."


Po fali powieści w konwencji Paranormal Romance, nadszedł czas na pozycje Antyutopijne. Bez wątpienia, podbijają one świat i gromadzą coraz to większe  rzesze nowych zwolenników. Może dlatego,że w dużej mierze, opowiadają o  futurystycznej przyszłości. Nie zawsze kolorowej, czasami potwornej i niebezpiecznej. A co gorsza, nie jest to przyszłość odległa...
Debiut młodej amerykańskiej pisarki Ally Condie, z pewnością można uznać za bardzo udany. Ja jestem wprost oczarowana jej powieścią i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. 

Świat nastoletniej  Cassie, to proste prawdy i granice, które wyznacza Społeczeństwo. To ono, decyduje o życiu podległych sobie ludzi- jak mają myśleć, w co mają wierzyć, za kogo wyjdą za mąż. To od nich zależy,czy przyjdziecie na świat, kiedy umrzecie, co się z wami stanie po śmierci. To oni wybierają Ci pracę. Jesz posiłki,w ilościach które Społeczeństwo uzna za stosowne. Społeczeństwo kontroluje twoje sny i wspomnienia. To od niego zależy,co czujesz, kim jesteś. Całe Twoje życie, to jedynie gra potężnego Społeczeństwa. To oni, wybierają partnera każdemu młodemu człowiekowi, który przekroczył siedemnasty rok życia. W każdej chwili możesz zostać wezwany na Bankiet Doboru- gdzie władze dobiorą ci partnera.
Cassie akceptuje swój los, nie zna bowiem innego świata. Przecież świat pod dyktaturą Społeczeństwa jest idealny. Nie ma śmiertelnych chorób, głodu,wojen. Wszystko jest doskonale opanowane,a każda minuta życia, dokładnie zaplanowana. Snuje słodkie marzenia, o przyszłym partnerze i cieszy się z niedalekiego zamążpójścia. Kiedy okazuje się,że jej Dobranym partnerem, jest Xander,bliski przyjaciel z dzieciństwa, radość dziewczyny sięga zenitu. Nie wie,że szczęście i spokojne życie pod nadzorem Społeczeństwa, to jedynie pozory. Gdy Cassie otwiera kartę z danymi o Wybranku, zamiast twarzy Xandra, na miniaturowym ekaranie widzi twarz kogoś...innego. Twarz Ky'a, który skrywa sekrety, o jakich większość z nas, wolałaby nigdy się nie dowiedzieć. Społeczeństwo wmawia jej,że to jednorazowa usterka, którą nie należy sobie zaprzątać głowy. Czy mówią prawdę?

"Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.

Mędrcy, choć wiedzą, że ciemność w nich wkroczy -
Bo nie rozszczepią słowami błyskawic -
Nie wchodzą cicho do tej dobrej nocy."

To właśnie miłość do Ky'a, oraz śmierć dziadka dziewczyny- w zaplanowaną osiemdziesiatą rocznicę urodzin, choć przecież mógłby żyć jeszcze lata, rozniecają w Cassie iskrę i bunt. To od czasu tych wydarzeń, towarzyszy nam niepokój i przedsmak nieuchronnie nadciągającej rebelii. Ukochany dziadek, nie odszedł bez słowa- pozostawił Cass, wiersze, ukryte w skarbie z przeszłości-puderniczce,należącej do jej babci. To nie były zwykłe wiersze- to były nielegalne słowa, odkrywające prawdę i nie pozwalające o sobie zapomnieć. W dodatku,dopiero po jego śmierci, dziewczyna dowiedziała się,że dziadek- ten spokojny, starszy mężczyzna grał na własnych warunkach. Znalazł sposób, by decyzja o śmierci należała do niego.Jaką decyzję podejmie Cassie? Czy rozpocznie bunt i narazi się Społeczeństwu, będąc z kimś, kogo nie powinna znać, a może wybierze prostszą drogę- małżeństwo z Dobranym Xandrem? Co będzie dalej,z idealnym światem dziewczyny? Książka stawia przed Czytelnikiem i postaciami, szereg pytań i wątpliwości. Pytań, na które czasem lepiej nie znać odpowiedzi. Może lepiej zażyć czerwoną tabletkę i zamknąć oczy?

"Cnotliwi, płacząc kiedy ich otoczy
Wspomnienie czynów w kruchym wieńcu sławy,
Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

Szaleni słońce chwytający w locie,
Wasz śpiew radosny by mu trenem łzawym;
Nie wchodźcie cicho do tej dobrej nocy."

Przyznam,że zdziwiły mnie porównania do  Trylogii "Igrzysk Śmierci" Suzanne Collins. Są jedną z moich ulubionych serii i powieści Antyutopijnych, ale według mnie, podobieństwa między tymi pozycjami można policzyć na palcach. "Igrzyska Śmierci" to bardziej wartka fabuła, książka w której nie mamy chwili wytchnienia, bo ciągle mają miejsca nowe, szokujące wydarzenia. W "Dobranych" jest czas na spokój i chwilę refleksji, przy kartach powieści, na których mamy opisane codzienne życie głównej bohaterki i jej rodziny. To co łączy, obydwie publikacje, to niewątpliwie chęć zmiany i bunt przeciw dotychczasowemu życiu. U Katniss, ta chęć jest od początku, natomiast u Cassie bunt przychodzi z czasem.

"Posępnym, którym śmierć oślepia oczy,
Niech wzrok się w blasku jak meteor pławi;
Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

Błogosławieństwem i klątwą niech broczy
Łza twoja, ojcze w niebie niełaskawym.
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy.
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy"

Nie jest to książka, którą czyta się powoli i beznamiętnie. Powieść dostarcza nam wielu przeróżnych emocji, w  których z przyjemnością możemy zatonąć. Nie jest to wybitnie krótka lektura, a jednak ja pochłonęłam ją dosłownie w kilka godzin. Może nie jest arcydziełem, ale z pewnością jest książką przy której spędzimy miło czas i do której będziemy niejednokrotnie wracać. A tym co pozostaje po lekturze, jest pytanie:
Czy tak będzie wyglądać nasz świat w przyszłości?

Końcowa Ocena: 9/10.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...