piątek, 29 lipca 2011

Zapowiedź "W Mocy Ducha" - Richelle Mead.

Kochani !

Przyznam, że zaniedbałam bloga, recenzje, etc. Cóż, wakacje. :P O recenzji możecie zapomnieć... ;( Doszłam do wniosku, że jestem po prostu wredną suką, która ma gdzieś obowiązki. Tak to jest... dzisiejsza notka ma raczej na celu zapchanie czymkolwiek bloga, jakimiś bazgrołami o wątpliwej wartości merytorycznej. Przede wszystkim - chciałam Was poinformować, o zbliżającej się premierze piątej części Akademii Wampirów, autorstwa jednej z moich ulubionych pisarek, Richelle Mead - "W Mocy Ducha". Ma ona miejsce dokładnie 2011-09-07 i przyznam, że jest to data bardzo przeze mnie wyczekiwana. 



Kolejna część bestsellerowej sagi!

Na Syberii usłyszałam, że istnieje sposób, aby przywrócić Dymitra do dawnej postaci dampira. Niestety, jedyną osobą, która mogła nam pomóc, był przestępca. Nie byle jaki przestępca, bo sam Wiktor Daszkow. Moroj królewskiego rodu, który kiedyś torturował Lissę. Zamierzałyśmy uwolnić śmiertelnego wroga.

Po straceńczej wyprawie na Syberię Rosę Hathaway wróciła do domu, do Akademii Świętego Władimira. Czekają ją końcowe egzaminy i życie poza bezpiecznymi murami szkoły. Tego od zawsze pragnęła, ale trudno jej się cieszyć ze świadomością, że on gdzieś tam jest. Dymitr, którego niegdyś kochała i którego nie zdołała zabić. Dziewczyna nie może też zapomnieć, że istnieje sposób, by pomóc ukochanemu. Jednak wiąże się on z podjęciem straszliwego ryzyka.

Czy za miłość warto zapłacić każdą cenę?



Już nie mogę się doczekać ! Fanów twórczości Pani Mead przekonywać chyba nie trzeba, a wszystkich którzy jeszcze się z nią nie zetknęli, gorąco zachęcam to zapoznania się z tą serią.
To chyba jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier najbliższych miesięcy i z tego tytułu, zasłużyła sobie na wzmiankę. Pozwolicie, że zakończę ten żałosny występ i będę życzyć Wam miłych wakacji ! ;)

sobota, 23 lipca 2011

Recenzja: "Pożeracz Snów" - Bettina Belitz.

Tytuł: "Pożeracz Snów".
Seria: Trylogia, nazwa nieznana.
Autor: Bettina Belitz.
Tłumaczenie: Alicja Rosenau.
Ilość Stron: 509.
Wydawnictwo: Znak Emotikon.

Opis Wydawcy:
Ona – wrażliwa, samotna, nie chce się pogodzić z przeprowadzką na wieś w lasach Westerwaldu.
On – niesamowicie przystojny, intrygujący i groźny. Ellie wyczuwa, że tkwi w nim głęboka tajemnica, ale choć się boi – za wszelką cenę chce się z nim spotykać.
To on – Colin Blackburn – ratuje ją w czasie burzy i od tej chwili Ellie nawiedzają niesamowite sny, groźne i jednocześnie fascynujące. Sny, które prowadzą ją na granicę dwóch światów…
Dzieli ich wszystko. Łączy tylko tajemnica. 



Non - Dreamers. Życzcie mi miłych snów...

Chyba każdy zgodzi się ze mną, że w literaturze młodzieżowej, prym wiodą powieści w typie Paranormal Romance i coraz to sławniejsze Antyutopie. Obie te konwencje są bardzo popularne i nie brakuje w nich najdziwniejszych stworzeń, znanych nam tylko z legend i baśni. Autorzy prześcigają się w pomysłach, na kreowanie coraz to nowszych, dziwniejszych światów. Mamy zatem wampiry, wilkołaki, Anioły, elfy, wróżki, zmiennokształtnych, demony i inne temu podobne fantasmagorie. Tematyka snów, od zawsze jest owiana pewną tajemnicą, a hipotezy naukowców, niewiele mają w tym wypadku do rzeczywistości. W sławetnych Paranormalach, brak nam całkowitego zagłębienia się w tematykę snów. O ile mi wiadomo, na rynku wydawniczym ukazała się tylko jedna Trylogia poświęcona temu niesamowitemu zjawisku, a delikatnie mówiąc - sukcesu ona nie odniosła. Bez wątpienia, za to, udało się to niemieckiej Autorce, Bettinie Belitz.

Osiemnastoletnia Elisabeth, zwana Ellie, czy też Lassie, jest w zupełności zadowolona ze swojego życia w zatłoczonej, zadymionej Kolumbii. Razem z przyjaciółkami chodzi na zakupy, umawia na randki, imprezuje po nocach i wkłada wiele wysiłku, by nie przypinano jej łatki outsiderki, czy 'kujonki'. Cały jej świat burzy się dosłownie w ciągu sekundy, gdy ojciec - szanowany psychiatra, zostaje dyrektorem jednej z placówek psychiatrycznych, co wiążę się z przeprowadzką do Westerwaldu - wsi, gdzie nawet wrony zawracają. Ellie jest wściekła, rozgoryczona i bynajmniej nie ma zamiaru zawierać znajomości z nowymi sąsiadami, czy angażować w życie społeczności nowego miejsca zamieszkania. Wszystko się zmienia, gdy w mroku dostrzega niecodzienną postać - jeźdźca na koniu. Od tej pory, wszystko się zmienia. Dziewczyna żyje na granicy jawy i snu, halucynacji i omamów, w których towarzyszy jej niezmiennie Colin Blackburn - olśniewający, lecz tajemniczy mężczyzna, o twarzy niezmiennie spowitej mrokiem. Bo, nic nie jest takie jak się wydaje. A sny czasami, są czymś więcej, niż wytworami naszej wyobraźni i przebłyskami minionych wydarzeń. Zapraszam Was, do świata, gdzie rzeczywistość miesza się z sennymi majakami i gdzie trudno o sprawiedliwe osądy. Czy można je wydawać, śniąc na jawie ? Tutaj wszystko może się wydarzyć, a sny stają się prawdą. Lepiej być ostrożnym, bo czasem we mgle jest ukryte więcej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka...

Jeszcze przed lekturą książki, słyszałam, że akcja rozkręca się dosyć powoli i nie mogę temu zaprzeczyć. Autorka nie nadaje sztucznego przyśpieszenia, wydarzeniom opisanym w powieści; daje czas bohaterom i Czytelnikom na poznanie historii i dotarcie do sedna tajemnicy. To wszystko sprawia, że historia jest nie tylko sugestywna, ale także niezwykle naturalna i niewymuszona. Narracja, poprowadzona jest całkiem dobrze, z punktu widzenia głównej bohaterki, co nie trudne do zauważenia - nie jest nowością w tego typu książkach. "Pożeracz Snów", ma bez wątpienia dobrze dopracowaną fabułę, nieźle poprowadzoną narrację, a akcja to jeden z największych plusów tej książki, ale przeszkadzała mi jedna rzecz. Mianowicie, lektura miała swoje wahania - raz była przesycona barwną, gorączkową akcją, a raz zdarzało się, że ziewałam, albowiem były i momenty niezbyt ciekawe. 

Sama bohaterka, jest nietuzinkowa, oryginalna i przede wszystkim interesująca. Ma swój charakter i nie boi się o siebie walczyć, chociaż momentami irytowały mnie jej irracjonalne, czy moim zdaniem bezmyślne zachowania. Nie uważam  tego jednak, za minus książki, bo postrzeganie pewnych spraw zależy tylko i wyłącznie od odbiorcy. Ja na przykład, obojętnie ile pół - demonów wparowałoby do mojego mieszkania, pojechałabym z przyjaciółkami na Ibizę, gotowa się świetnie bawić. Niestety, wahania dotyczyły w takim samym stopniu Ellie, jak i akcji. Raz była to silna i zdecydowana dziewczyna, innym razem typowa, zamknięta w sobie szara myszka. Główny męski bohater - Colin, jest chyba jedną z najbardziej udanych i plastycznych postaci w książce. Z początku, spotkało mnie rozczarowanie, bo oczekiwałam nieco innego bohatera. W moich wyobrażeniach, nie było miejsca na jazdę konną ( wbrew pozorom, konie odgrywają w tej historii, całkiem znaczącą rolę ) , sztuki walki, czy - pozwólcie, że posłużę się opisem Ellie - "lekko skośne oczy" (nie, nie jestem rasistką, wręcz przeciwnie ). Te cechy, początkowo mnie denerwowały, ale z czasem pozwoliły się docenić, jako przejaw indywidualizmu i kreatywności ze strony Autorki. Postacie drugoplanowe, także są dobrze skrojone i po prostu sympatyczne. Takie, które z miłą chęcią poznałoby się w realnym świecie, choć... nie wszystkie.

Wszystko pięknie, ale cóż ; nie jest tak słodko, jakby się mogło wydawać. Powieść  ta, ma niestety trochę wad, które w zasadzie są dla mnie zupełnie zrozumiałe. Rzadko udaje się stworzyć, zwłaszcza debiutującym Autorom, dzieło bez ani jednej skazy. Niektóre fragmenty, przypominały mi do bólu, słynną sagę "Zmierzch", co nie było zbyt przyjemnym doświadczeniem, bo jej fanką zdecydowanie nie jestem. Mam tutaj na myśli, między innymi utarty już schemat, polegający na przeprowadzce do nowego miejsca, oraz nieco trywialne szczegóły - chłód ciała Colina ( przypominam, że Edward Cullen, także mógł poszczycić się lodowatą skórą) fakt, że Blackburn jest swego rodzaju wegetarianinem, podobnie jak Edward - nie będę się zagłębiać w szczegóły, bo myślę, że popsułabym wielu osobom czytanie książki i szansę samodzielnego zapoznania się z historią.

Niestety, "Pożeracz Snów" zdecydowanie nie jest wyciskaczem łez, na który po cichu liczyłam. Dla mnie to była mało wzruszająca historia, jeśli patrzeć na nią z punktu widzenia, osoby oczekującej romansu. Nie jest to miłość chwytająca za serce, poruszające są za to emocje bohaterów, a najbardziej chyba fragmenty złożone ze snów Elisabeth. To istne arcydzieło i do tych fragmentów będę wracać niejednokrotnie, bo chociaż brak w nich wzniosłych słów i wyszukanych zwrotów, to niezaprzeczalnie ujmują Czytelnika swoją magią i prostotą. Książkę, momentami czyta się z dozą melancholii i spokojem, innym razem nie nadąża się z przewracaniem kartek. To wszystko sprawia, że "Pożeracz..." jest zbyt przewrotny i niecodzienny, byśmy mogli o nim zapomnieć zaraz po skończeniu lektury. Pożre nasze dusze i pochłonie myśli w całości. I warto jeszcze uważać, bo... mogą zostać pożarte także sny. 

Końcowa Ocena: 9/10.

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Znak Emotikon,za co serdecznie dziękuję.
          

czwartek, 21 lipca 2011

Recenzja: "Jutro 2: W pułapce Nocy" - John Mardsen.

Tytuł: "Jutro 2 : W pułapce Nocy".
Seria: "Jutro" (Tom II).
Autor: John Mardsen.
Tłumaczenie: Anna Gralak.
Ilość Stron: 272.
Wydawnictwo: Znak Literanova.

Opis Wydawcy:
Mam na imię Ellie. Coś wam opowiem. To były nasze najlepsze wakacje.Ale po powrocie zastaliśmy coś, co na zawsze zmieniło nasze życie. Jeszcze nigdy nie mieliśmy takich kłopotów. Na początku było nas ośmioro, teraz została szóstka. Nie wiemy, co się dzieje z dwójką naszych najlepszych przyjaciół. Umieramy ze strachu i bardzo za nimi tęsknimy. I dlatego, chociaż to niebezpieczne, a nasz plan nie jest idealny,spróbujemy ich odbić, nawet jeśli nie mamy pojęcia co przyniesie jutro.
A ja ? Chyba się zakochałam. Nie wiem, czy to najlepszy czas na takie rzeczy.


Światło splecione z mrokiem. 


Uczciwie przyznam, że jestem nadal pod ogromnym wrażeniem tej książki i zdaję sobie sprawę z tego, że ta recenzja znacznie odbiega od ideału, ale cóż.


Seria "Jutro", autorstwa Johna Mardsena, została obwołana bestsellerem i jest jedną z najbardziej rozchwytywanych i popularnych serii, na świecie. Zawsze zaznaczam, co zresztą jest zgodne z prawdą, że statut bestsellera, niekoniecznie decyduje o rzekomym geniuszu książki. Mało tego, mnie sama nazwa "bestseller" odstrasza i sprawia, że mam ochotę uciekać jak najdalej. "Jutro", to nie tylko fenomen pod względem historii i fabuły. To rzeczywiście książka, która w pełni zasługuje na wszystkie zachwytów i gromadzące się rzesze nowych zwolenników.

Minęło kilka tygodni, od wydarzeń opisanych w poprzedniej części. Bardzo wiele może zmienić się przez kilka tygodni, dni, a nawet godzin. Mieszkańcy Piekła, stracili  dwójkę przyjaciół, co biorąc pod uwagę inne wydarzenia, jest chyba najłagodniejszym i najmniej istotnym wątkiem. W dalszym ciągu mamy do czynienia z narracją, z perspektywy głównej bohaterki - Ellie, która podobnie jak wtedy, jest zadziwiająco dobrze poprowadzona. Akcja pędzi niesamowicie, od pierwszej, aż do ostatniej strony. Mam wrażenie, że to już utarty (podkreślam, działający na korzyść powieści) schemat i oby utrzymał się aż do końca serii. Teraz, chciałabym jednak skupić się na nieco innych aspektach.

Podobnie, jak w "Jutrze" mamy tu do czynienia z klimatem militarnym, który jest znaczną częścią książki. Znaczną, nie znaczy jedyną, bo Autor, kolejny raz znalazł właściwie proporcje i połączył chaos wojny, z niepokojami typowymi dla nastolatków. Decyzje, w sprawie kolejnych kroków w związku dwoja ludzi, to niejedyne dylematy przed którymi stają bohaterowie książki. Muszą zdecydować, czy w świecie otoczonym przez mrok i nienawiść, jest miejsce na miłość i marzenia o lepszym życiu. Czy nawet wojna, usprawiedliwa najbardziej okrutne czyny, jakich może dokonać człowiek. Mieszkańcy Piekła, przechodzą nie tylko zewnętrzną, ale i wewnętrzną przemianę - ze zwykłych siedemnastolatków, muszą stać się perfekcyjnymi zabójcami i stają przed wyborem, kim chcą być ? Czy niepozorna nastolatka, jest w stanie z zimną krwią zastrzelić człowieka ?

Postacie, w dalszym ciągu są znakomicie skonstruowane, plastyczne i niezwykle sugestywne, podobnie jak historia. Wydarzenia opisane w książce, odczuwałam całą sobą i chwilami postrzegałam je jako całkowicie realne. Emocje, towarzyszące mi przy czytaniu, również były zaskakująco prawdziwe, a przez to wspaniałe.

"Żyję w świetle. Ale noszę ze sobą mrok."

Bohaterowie, wyczerpani psychicznie i , muszą stanąć przed nowymi wyzwaniami, a przede wszystkim znaleźć odpowiedź na pytanie kim są i kim chcą się stać. To w ich rękach, jest świat, bo tamtego  już nie ma - powstały nowe zasady, a może żyją w świecie bez żadnych zasad, gdzie granice wyznaczają kłamstwa i krew płynąca strumieniami ? Na to pytanie, musicie odpowiedzieć sobie sami. Ja mogę Was tylko gorąco zachęcić, do lektury "Jutra 2". Bo nigdy nie wiesz, co przyniesie kolejny dzień. Może Jutro i Ty znajdziesz się w pułapce nocy.

Końcowa Ocena: 10/10.
Recenzja części I - "Jutro".

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Znak Literanova,za co serdecznie dziękuję.
                        

wtorek, 19 lipca 2011

Recenzja: "Jutro" - John Mardsen.

Tytuł: "Jutro".
Seria: "Jutro" (Tom I).
Autor: John Mardsen.
Tłumaczenie: Anna Gralak.
Ilość Stron: 272.
Wydawnictwo: Znak Literanova.

Opis Wydawcy:
Mam na imię Ellie. Kilka dni temu wybraliśmy się w siedem osób na wyprawę do samego Piekła. Tak nazywa się niedostępne miejsce w górach. Wycieczka była próbą naszej przyjaźni. Niektórych z nas połączyło nawet coś więcej. Szczęśliwi wróciliśmy do domu. Ale to był powrót do piekła. Znaleźliśmy martwe zwierzęta, a nasi rodzice i wszyscy mieszkańcy miasta zniknęli.
Okazało się, że naszego świata już nie ma.
Że nie ma już żadnych zasad.
A jutro musimy stworzyć własne.



"To ludzie są Piekłem."

Nie jestem do końca przekonana, czy recenzowanie książek można nazwać "zawodem" ale jakiś rodzaj pracy, z pewnością to jest. I z racji tego, powiedzmy z braku lepszego słowa - zawodu, ciągle mam coś do czytania, a bywa tak, że przez cały dzień nie wychodzę z pokoju i czytam coraz to nowe pozycje. Tak więc, czego jak czego, ale książek mi nie brakuje. To chyba naturalne, że wśród nich zdarzają się pozycje lepsze i gorsze. Ostatnio miałam okazję przeczytać zarówno trochę pierwszych, jak i tych ostatnich. A jednak, "Jutro" to dla mnie coś zupełnie nowego, szokującego. To książka, od której nie mogę oderwać myśli i o której nigdy nie zapomnę. Naprawdę, warto zajmować się tymi recenzjami i blogiem, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Gdyby nie to, pewnie jeszcze długi czas nie znałabym znakomitej powieści autorstwa Johna Mardsena, powstałej dość dawno, bo w 1993 roku. Data powstania, nie ma jednak znaczenia. Wartości, prawdy i pytania są wciąż te same.


"(...) Piekło nie ma nic wspólnego z miejscami - piekło wiążę się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem. "


Ellie, to zupełnie normalna siedemnastolatka, zadowolona ze swojego spokojnego życia na wsi i w odróżnieniu od rówieśników, nie tęskniąca aż tak bardzo za wielkomiejskim gwarem i innym światem. Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy główna bohaterka wraz z grupą siedmiorga przyjaciół, wyrusza na wyprawę do trudno dostępnego miejsca  w Górach - zwanego Piekłem. Ta z pozoru zwyczajna wycieczka, była nie tylko próbą przyjaźni i uczuć nastolatków. Biwak w górach, odmienił całe ich życie. Wystarczy jeden dzień by wszystko zmienić.  Świat dotąd nam znany, zmieni się diametralnie. Nie będzie już żadnych zasad. A Jutro - będziemy musieli stworzyć własne.


Już podczas nocy pod gołym niebem, jeszcze w Piekle, zostaje zasiane w nas Czytelnikach i bohaterach, ziarno niepokoju. Ma ona postać kilkunastu samolotów, przecinających niebo - nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że szybowce miały zgaszone światła. Jakie normalne, legalne samoloty latają w ciemnościach ? Po powrocie, nic nie jest już takie jak dawniej. Nastolatki znajdują martwe zwierzęta, domy obrócone w pył, a ich rodzice i mieszkańcy wsi, jakby wyparowali. Zaczyna się chaos. A może raczej piekło ?... 
Telefony nie działają, nie ma telewizji. Mieszkańcy maleńkiej wioski, są całkowicie odcięci od świata. Czy to możliwe, że żarty uczestników wycieczki, na temat trzeciej wojny światowej, mogły się ziścić ? 


Książka jest pisana z perspektywy głównej bohaterki, Ellie - w formie swego rodzaju pamiętnika, tworzonego by ludzie o nich nie zapomnieli. By wiedzieli, że nie byli tylko zwykłą grupą biwakowiczów. Akcja pędzi nieprzerwanie, dosłownie w przeciągu sekundy płynnie następują po sobie kolejne wydarzenia i wszystko może się odmienić, albo... zawalić się w gruzy. Fabuła nie skupia się wyłącznie na Ellie, możemy dzięki niej poznać także innych mieszkańców...Piekła. Książka wciąga od pierwszej strony i trzyma w idealnym napięciu, aż do samego końca. Historia jest tak niesamowicie sugestywna, że momentami naprawdę wierzymy, w opisane wydarzenia. To już nie opowieść Antyutopijna, ani popularny Paranormal Romance - raczej, wtapiamy się tutaj w klimaty militarne, Autor znalazł jednak właściwe proporcje, bo nie jesteśmy nimi ani trochę przytłoczeni. Życie w piekle na Ziemi, splata się z życiem zwyczajnych nastolatków, z ich pierwszymi miłościami, namiętnościami, rozczarowaniami i wahaniem. To także, historia o pokonywaniu własnych lęków i o tym, co cierpienie czyni z człowiekiem. Jak bardzo można się samemu zmienić. Tak jak Robyn, delikatna dziewczyna, która na sam widok igły mdlała z przerażenia - teraz musi nauczyć się robić zastrzyki i opatrywać rany. 


"Jutro" to książka przekraczająca granice, w której  brak podziału na rzeczy możliwe i niemożliwe. Wszystko może się wydarzyć. Pozycja nie obfituje w morale, ale zadaje Czytelnikowi pytania, na które trudno unikać odpowiedzi. Bo tak naprawdę, nie wiemy czym jest zło i czym jest piekło. Bo może to ludzie są piekłem. Może to oni je tworzą. Jeśli mieliście jakieś wątpliwości, to po lekturze "Jutra" pozbawicie się złudzeń - nie ma czarnych i białych kart. Są też te mętne, szare. Źli nie zawsze są źli, a dobrzy nie zawsze są dobrzy. A może jesteśmy jednocześnie i tacy i tacy. 


Kiedy wręcz przepłynęłam z prędkością światła do ostatniej strony, miałam wielką chęć uściskania Pani z Wydawnictwa, bo to dzięki niej otrzymałam od razu dwie części i mogłam rzucić się na "Jutro 2". Dawno nie czytałam książki, przy której towarzyszyłyby mi emocje, tak prawdziwe jak przy tej. Nie byłam już postronną czytelniczką, ale naprawdę znajdowałam się w Piekle, razem z bohaterami. Kiedy oni płakali, ja płakałam, kiedy się śmiali, ja także zanosiłam się niepohamowanym, choć często irracjonalnym chichotem. 

Tymczasem, "Jutro" polecam każdemu, bez względu na wiek. Zachwyci nie tylko nastolatki, ale także osoby, które jakby się mogło wydawać, z powieści młodzieżowych dawno wyrosły. I może warto się zastanowić nad tym co daje nam życie i jakie mamy szczęście, że żyjemy tak jak żyjemy. Bo nigdy nie wiesz, co przyniesie Jutro.

Końcowa Ocena: 10/10.


Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Znak Literanova - dziękuje serdecznie, za tak wspaniałą lekturę ! 

                            

One Lovely Blog Award !

Witajcie. ;) Dosłownie minutkę temu, opublikowałam recenzję "Złamanych Serc", ale Zuziuchna była tak miła, że nominowała mnie do One Lovely Blog Award - dziękuje serdecznie ! :) 
Zasady: 
- napisz u siebie podziękowania i wklej link blogera, który cię nominował,
- napisz o sobie siedem rzeczy, 
- nominuj szesnaście innych, cudownych blogerów (nie można nominować osoby, która cię nominowała),
- napisz im komentarz, by dowiedzieli się o nagrodzie i nominacji.

No, dobrze...To teraz te ciekawostki z mojego życia. Mam nadzieję, że nie zaśniecie.

1. Moim największym ze wszystkich, fetyszem są zdecydowanie MASKOTKI. Tak, pomimo swojego wieku, uwielbiam wszelkiego rodzaju przytulanki. Kupuję je w ogromnych ilościach, śmiem nawet twierdzić, że w większych niż książki. Najczęściej kupuję w sklepach z zabawkami, supermarketach, a ostatnio także w secondhandach. Moim najnowszym nabytkiem jest ogromny misiek - Borys, kupiony za cztery złote, właśnie w sh.

2. Jedynym filmem, który obejrzałam więcej niż dwa razy, jest Sweeney Todd; Demoniczny Golibroda z Fleet Street. Mam do niego ogromny sentyment i obejrzałam niezliczoną ilość razy, przy czym zawsze szlocham rozdzierająco pod koniec filmu.

3. Gdzieś w I gimnazjum, nasz ksiądz (wtedy jeszcze chodziłam na religię) opowiedział nam o opętaniu, piekle, szatanie i tak dalej. Bardzo szczegółowo ! Wywarł na mnie wówczas ogromny wpływ i blisko rok żyłam w totalnej nerwicy. Nie mogłam spać, bo panicznie się bałam, że zostanę opętana i wymyślałam tysiąc powodów, dla których miałoby się tak zdarzyć. Żebyście widzieli moje przerażenie, gdy ksiądz oznajmił, że przy stole szklanym, okrągłym i bez śrub można przywoływać duchy, bo... dokładnie taki stół stał sobie w mojej kuchni. xD Oj, ciekawie było. Z czasem się uspokoiłam, ale wciąż nie najlepiej wspominam tamten okres. 

4. Boję się krów. Panicznie. Kiedy jestem na jakiejkolwiek wsi i widzę krowę, uciekam gdzie pieprz rośnie.

5. Zawsze, po konkretne rzeczy chodzę do jednego miejsca i trudno mi zerwać z tradycją. Po książki chodzę wyłącznie do Empiku (dopiero się przełamuję i przychylniejszym okiem spoglądam na Matras), jadłam tylko w restauracji Hammburabi, którą zlikwidowali więc skazana jestem na MacDonald, produkty spożywcze kupuję tylko w M1. I tak dalej...

6. W okresie podstawówki i początkowym gimnazjum, pisałam listy do Harry'ego Potter'a, rzecz jasna jako Hermiona Granger. Uwielbiałam to ! Do dzisiaj mam schowane te listy i lubię do nich wracać.

7. Jestem strasznie nerwową osobą. Wystarczy, że zdenerwuje mnie jakaś błahostka, a już trzęsą mi się ręce i ciężko mi się uspokoić. Ogólnie, to słyszę, że jestem histeryczką i chyba jest w tym sporo prawdy.


Jeśli to przeczytaliście, to gratuluję. :) A więc, dobrze... teraz wybiorę szesnaście blogów, które nominuję. Bardzo żałuję, że jest tylko szesnaście miejsc i że nie mogę nominować Zuzi, bo jej blog jest jednym z tych, które najbardziej przypadły mi do gustu. 
;)

                                    
Kolejność zupełnie przypadkowa. Mam nadzieję, że nikt nie czuję się urażony - uwielbiam wszystkie Wasze blogi, ale niestety miejsc jest tyle ile jest...mam nadzieję, że wymienione przez mnie osoby, podejmą wyzwanie, a na razie idę je wszystkie
informować. ;)
Miłego dnia !

Recenzja: "Złamane Serca" - Pamela Wells.

Tytuł: "Złamane Serca".
Seria: Nieznana.
Autor: Pamela Wells.
Tłumaczenie: Liliana Fabisińska.
Ilość Stron: 328.
Wydawnictwo: Wilga.

Opis Wydawcy: 
Dziewczyny marzą o prawdziwej miłości i potrafią ją zdobyć! Cztery przyjaciółki Cztery historie miłosne Cztery złamane, porzucone i samotne serca i jeden skuteczny kodeks postępowania! Jak przetrwać rozstanie? Jak przekonać się o sile swojej osobowości? Pomogą przyjaciółki i kilka prostych reguł. 

Kto z nas nie był kiedyś zakochany ? Niezależnie od płci, wieku, orientacji seksualnej, chyba nie ma na świecie osoby która choć raz nie poczuła tych słynnych motylów w brzuchu, co niekoniecznie owocowało dojrzałym uczuciem i poważnym związkiem. Kto zatem nie miał nigdy złamanego serca ? Ze złamaną ręką czy nogą jest o tyle dobrze, że idziemy do lekarza, doktor zakłada nam gips i po sprawie. Za kilka tygodni kość się zrośnie i wszystko będzie takie jak przedtem. Problem w tym, że złamanego serca nie można wsadzić w gips.


Sydney, Raven, Kelly i Alexia, to cztery zwyczajne nastolatki - serdeczne przyjaciółki, mające swoje rodziny, zainteresowania, sympatie i antypatie. Każda z tych dziewczyn, w tym samym zimowym okresie, przeżywa rozstanie z chłopakiem i istną burzę uczuć - to skłania je do stworzenia Kodeksu postępowania w podobnych sytuacjach, do którego próbują się stosować; podkreślam próbują, bo raczej nie wychodzi im to zadanie.


Pierwsze co muszę powiedzieć, to to, że dawno się nie wynudziłam przy żadnej książce, tak bardzo jak przy tej. Widziałam wiele recenzji tej pozycji, a każdy kto miał na swoim koncie debiutancką powieść Pameli Wells - "Złamane Serca" wychwalał utwór pod niebiosa. Po prześciganiu się w zachwytach nad tą książką, oczekiwałam czegoś naprawdę dobrego. Nie jestem wielką fanką literatury typowo młodzieżowej, ale miałam wielką chęć przeczytania czegoś lekkiego i zabawnego.Niestety, bardzo się zawiodłam. 


Książka jest podzielona na swego rodzaju części, dowiadujemy się o wydarzeniach z życia każdej bohaterki oddzielnie. Narracja jest nieźle poprowadzona,ale nawet to nie ratuje tego "dzieła". Historia stworzona przez Autorkę jest banalna i niczym nie wyróżniająca się na tle innych powieści młodzieżowych. To zwyczajna opowieść o zakochanych nastolatkach, prowadząca - jakżeby inaczej, do cukierkowego happy endu.  Nie polubiłam żadnego z bohaterów, wszyscy działali mi na nerwy. Poczynając od głównych bohaterów żeńskich - po prostu brak mi słów, by opisać ich głupotę i infantylność, kończąc na postaciach męskich. Po lekturze "Złamanych Serc" mam niemiłe wrażenie, że książka ta zapoczątkuje moją awersję do powieści w tym typie. Już chyba nigdy nie będę chciała czytać, o zwyczajnym życiu, zwykłych nastolatek. Książka wydaje mi się strasznie płytka i po prostu bez żadnego sensu. Bo w zasadzie, o czym jest ta opowieść ? O niczym.
Sądziłam, że podczas czytania będę się zanosić śmiechem, tymczasem jęczałam przepełniona grozą, że książka okazała się tak słaba. Tylko jeden jedyny raz, szczerze się uśmiechnęłam, przy lekturze. 


Polecam, jeśli chcecie szybko zasnąć, bo książka w bardzo krótkim czasie znudzi Was śmiertelnie i zmusi do zamknięcia oczu. Może znajdzie się również osoba, która lubi tego typu książki i z chęcią sięgnie po "Złamane Serca". Ja niestety do tych osób się nie zaliczam.

Końcowa Ocena: 4/10.

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga,za co serdecznie dziękuję.

                             

niedziela, 17 lipca 2011

Recenzja:"Ukąszenie Pająka" - Jennifer Estep.

Tytuł: "Ukąszenie Pająka".
Seria: Nieznana.
Autor: Jennifer Estep.
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz.
Ilość Stron: 313.
Wydawnictwo: Dwójka Bez Sternika.

Opis Wydawcy:
Mam na imię Gin i zabijam ludzi. 
Mówią o mnie Pająk. Jestem najgroźniejszym płatnym zabójcą na Południu – o ile akurat nie smażę najlepszych w Ashland smakołyków z grilla. Mam moc Kamienia i słyszę wszystko, poczynając od szeptu żwiru pod nogami po pomruki Appalachów nad głową. Magia Lodu także mi się przydaje – pozwala w kluczowym momencie wyczarować nóż. Ale w pracy nie posługuję się magią, chyba że już naprawdę nie mam innego wyjścia. Powiedzmy, że to duma zawodowa.
A teraz ktoś, kto włada magią Powietrza, oszukał mnie i brutalnie, okrutnie zamordował mojego łącznika. Pragnę zemsty. I zabiję każdego, kto stanie mi na drodze, nieważne, dobry czy zły. Owszem, jestem ładna, ale to nie zmienia faktu, że jestem też zła. I właśnie dlatego mam problem, gdy zabójczo przystojny detektyw Donovan Maine zgodził się mi pomóc. Ostatnie, czego mi trzeba, gdy zmagam się z magią potężniejszą niż moja, to coś, co odwraca moją uwagę. Zwłaszcza że Donovan, podobnie jak mój wróg, pragnie zobaczyć mnie martwą. 



Gdy zapada zmrok...

Kiedy zapada zmrok, na ulicach Ashland robi się szczególnie niebezpiecznie. Nie żeby za dnia było jakoś szczególnie inaczej. Pod osłoną nocy, dobija się najlepszych targów, błądzi po ulicach w słodkim odurzeniu alkoholowym, zapada w narkotyczny sen i wysysa życie z klientów, niedotrzymujących umowy - czyt. takich, który nie zapłacili za seks na tylnym siedzeniu samochodu. I wreszcie, najlepiej zabija się pod osłoną nocy. Jeśli przypadkiem, znajdziesz się w mało sympatycznej mieścinie i spacerując po ciemnych uliczkach, poczujesz czyjś chłodny oddech na karku, a za minutę uleci z Ciebie życie - możesz być niemal pewny, że to Pająk. To znaczy, jeżeli zdążysz w ogóle o czymkolwiek pomyśleć. Najgroźniejszy płatny zabójca na Południu. Ładna z niej dziewczyna. Ale to nie ma znaczenia. I tak jest zła.


Po "Ukąszenie Pająka" sięgnęłam już dobre kilka dni temu, a przeczytałam w niecałą godzinę - tak lekka i szybka jest to lektura. A jednak, zawsze okazywało się, że miałam coś ważniejszego do zrobienia niż ocenienie książki, a kiedy już się do tego odpowiednio zmotywowałam - wszystko zostało wyparte, przez opisane wcześniej filmowe wrażenia. 


"Mam na imię Gin i zabijam ludźi. " - oto wstęp, do debiutanckiej powieści Jennifer Estep, z modnego ostatniego gatunku Urban Fantasy. Już za sam wstęp, należy Autorce przyznać ogromnego plusa, albowiem książka wciąga niezaprzeczalnie już od pierwszej strony. Zostajemy przeniesieni do Zakładu dla Chorych Psychicznie, gdzie główna bohaterka realizuje swoje kolejne zlecenie. Od tego momentu zaczyna się akcja i trwa nieprzerwanie, aż do ostatniej strony. Gin, czy raczej Pająk - pseudonim zawodowy, otrzymuje następną robotę do wykonania, jakby się wydawało nic nadzwyczajnego - zabójstwo przeciętnego księgowego Gordona Gilesa. Kiedy ? Jeszcze tego samego wieczoru, w Operze. Wystarczy przebrać się za jedną ze skrzypaczek, poderżnąć gardło delikwentowi i wrócić do domu jeszcze na kolację. Proste, jasne, nieskomplikowane. Niestety życie ma to do siebie, że na pozór najprostsze sprawy, cholernie komplikuje, prawda ?


Gin, to 'zwyczajna' trzydziestolatka. Bez męża, dzieci, rodziny, stałego adresu zamieszkania. Jej jedynym przyjacielem, jest Fletcher, człowiek który nierzadko ratował ją z opresji i niegdyś również płatny morderca. Pająk włada mocą Kamienia, z którym potrafi zrobić dosłownie wszystko, oraz w niewielkim stopniu Magią Lodu - z tym, że jej możliwości w tym zakresie, ograniczają się do tworzenia lodowych figurek. 


Problem w tym, że zabójstwo Gilesa nie idzie tak sprawnie, jak by się mogło wydawać. No i Detektyw Caine. Hm. Człowiek który pragnie pomścić śmierć partnera, zadaną mu przez Gin i...niczego nie pragnie bardziej, jak ujrzeć kobietę martwą. Ktoś morduje osobę, która w sercu Pająka zajmowała najważniejsze miejsce. I Gin nie odpuści. Znajdzie sprawcę i zabije każdego kto stanie jej na drodze.


Akcja pędzi niesamowicie, nie mamy ani chwilii wychnienia, bo na co chwilę następują po sobie coraz to inne, bardziej szokujące wydarzenia. Ogromnym plusem jest fakt, że główna bohaterka nie jest już nastolatką, a świadomą siebie, dorosłą kobietą, choć po lekturze książki zostało mi wrażenie, że teraz panuje moda na dodawanie lat bohaterkom. Może to i dobrze, przynajmniej wyjdziemy z etapu drżących szesnastolatek. Intryga jest dobrze poprowadzona i rzeczywiście, do samego końca ciężko się domyśleć, kto jest sprawcą całego zamieszania. Relacje, między Gin a Donovanem, może nie przyprawiają o zawrót głowy, ale z pewnością są warte uwagi. Cenię sobie w książkach, nie tylko z wątkiem Paranormalnym, odwagę i bezpruderyjność, naprawdę. Mam po prostu dosyć rumieniących się nastolatek i bohaterka zdająca sobie sprawę ze swojej atrakcyjności, nie bojąca się seksu i nowych doświadczeń, jest kolejną po "Wschodzącym Księżycu" Keri Arthur, odmianą. Narracja z perspektywy głównej postaci, jest bardzo dobrze poprowadzona ; "Ukąszenie...
" czyta się szybko i przyjemnie, gwarantuję, że nie uśniemy przy niej z nudów, pojawią się co najwyżej rdzawoczerowne plamy na policzkach.


Sam pomysł na historię, jest dosyć oryginalny i ukazanie nam Gin jako osoby, z dwiema stronami - tą bezwzględną, zimną i wyrachowaną, oraz tą współczującą, z zasadami i zdolną do ludzkich uczuć, było dość ciekawym i niewątpliwe udanym zabiegiem. Pozostałe postaci są ciekawie skonstruwane i przykuwające uwagę. Nie ma tutaj miejsca, na bezbarwne szare charaktery - nawet zwykła prostytutka, której Autorka poświęca nie więcej niż parę sekund, jest pełnokrwista i doskonale dopracowana. 


Długo starałam się doszukać w powieści jakiś wad, w końcu nie może być za słodko, ale nie znalazłam jakiś sztandarowych, wywierających wpływ na końcową ocenę, mankamentów. Pewnie sporo osób, wymieniłoby tutaj długość książki, bo jest to zaledwie trzysta stron. Dla mnie to kolejny plus, bo nie mamy do czynienia z przedłużaniem historii na siłę. Polecam "Ukąszenie Pająka" osobom, które chcą oderwać się od codzienności na kilka krótkich chwil i razem z Pająkiem, wyruszyć na wykonanie kolejnego zlecenia.


Końcowa Ocena: 9/10.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Dwójka Bez Sternika,za co serdecznie dziękuje. 

sobota, 16 lipca 2011

Film : "Harry Potter and the Deathly Hallows, part 2".


To już Koniec.
Na początek powiem, że jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło mi się recenzować filmu. I szczerze mówiąc, nie wiem czy moja recenzja będzie poprawna, no, ale... od czegoś trzeba zacząć.

Harry Potter, to zdecydowanie ogromna część mojego dzieciństwa. Zaczęłam, będąc jeszcze uczennicą szkoły podstawowej i zauroczyłam się całkowicie, odkąd tylko sięgnęłam po część pierwszą książki i obejrzałam film. Wcześniej temat Potter'a był mi obcy, a  książkę uważałam za przereklamowaną i zdecydowanie 'nie na poziomie'. Zaczęłam jednak swoją przygodę z dziełem J.K. Rowling i przepadłam całkowicie. Najpierw był okres, który zawsze będę wspominać z łezką w oku - wyczekiwanie na list z Hogwartu (nie dostałam go ! ) , nadzieja na trafienie z początku do Gryffindoru, później do Slytherinu, zabawy w lesie i rzucanie zaklęć (nigdy nie zapomnę miny jakiejś Pani spacerującej z psem, gdy zobaczyła mnie pośród drzew wrzeszczącą "Experlliarmus !"), wymahiwanie drewnianym patykiem, który w moich oczach był najprawdziwszą na świecie czarodziejską różdżką. Kiedy seria dobiegła końca, nie rozpaczałam nazbyt - przecież do książek mogę wrócić w każdej chwilii, a poza tym są jeszcze filmy. Tylko, że teraz już filmów nie ma.

Harry Potter i Insygnia Śmierci , został podzielony na dwie części. Na pierwszej strasznie się wynudziłam, przynajmniej na początku. Teraz jednak żałuję, że nie wytrwałam. Na drugą zamierzałam iść, oczywiście,ale przypadek sprawił, że poszłam akurat dzisiaj. Kiedy wracałam do domu, już po seansie, szłam w sumie jak otępiała, potykałam się o własne nogi i dużo wysiłku kosztowało mnie znalezienie się we właściwym autobusie, tak bardzo byłam oszołomiona.



Film zdecydowanie różnił się od książki i nie wiem czy przypisać to na plus, czy na minus. Momentami, czekałam na odtworzenie jakiejś sceny wziętej z powieści i spotykało mnie rozczarowanie, bo sceny tej albo nie było, albo została zastąpiona przez inną. Nie jestem fanką 3D, odkąd pamiętam, a jednak na Harry'm ani trochę mi ta forma nie przeszkadzała, co było aż dziwne. Na plus, są zdecydowanie widowiskowe efekty specjalne i gra aktorska, którą po prostu się zachwyciłam. Cały film przeleciał mi z prędkością błyskawicy. Ledwo usiadłam w sali, a za chwilę musiałam z niej wychodzić. Co mnie trochę rozczarowało - słynna Bitwa o Hogwart. Tyle czasu czekałam na to wydarzenie, które w książce zostało doskonale opisane. Tutaj, czegoś mi zabrakło. Zabrakło mi poszczególnych bohaterów i żałowałam, że wszystko kręciło się tak naprawdę wokół Harry'ego, Rona i Hermiony. Alan Rickman po prostu mnie zachwycił i totalnie zauroczył swoją grą aktorską, choć może moja ocena nie jest w pełni obiektywna bo jestem oddaną fanką, zarówno jego jak i Severusa Snape'a. Naprawdę, Oscar się należy ! To samo z Heleną Bonham Carter, którą uwielbiam za kreację Bellatrix.
Podobały mi się niektóre rzeczy, dodane do filmu, o których w książce nie było mowy. Dodały one dramatyzmu i po prostu przyjemniej się oglądało. Film może nie jest wierną ekranizacją książki, ale i tak jest chyba najlepszy ze wszystkich nakręconych do tej pory. 

Dodam jeszcze, że warto zobaczyć film w oryginalnej wersji, bez Dubbingu. Ja byłam na tej bez i bardzo to sobie chwalę, czego nie mogę powiedzieć o podkładzie głosów.

Każda część ekranizacji, kolejno stawała się coraz bardziej dojrzała i drastyczna. Tutaj zdecydowanie, mamy do czynienia już z dojrzałymi ludźmi, a obrazy nie są na siłę łagodzone - i brawo !


Teraz po tym filmie,mam takie uczucie, że coś mi umknęło, coś się skończyło. Już nie będzie wyczekiwania z zapartym tchem, na kolejne części ekranizacji. Koniec mojej przygody z Harry'm Potter'em. Spędziłam z bohaterami dobre kilka lat i zdążyłam się tak z nimi zżyć, że nie zdziwiłabym się gdyby w tej właśnie chwilii spacerowali sobie moją ulicą. 

Prawdę mówiąc, w ogóle nie sądziłam, że na filmie poleją się jakiekolwiek łzy. A jednak, od momentu pożegnania Snape'a, moje łzy zaczęły lać się niepohamowanym strumieniem, a piękny makijaż który sobie zrobiłam, pozostał tylko wspomnieniem. Potem już tylko cichutko płakałam, pod nosem, a prawdziwym płaczem wybuchnęłam pod koniec. Śmiać mi się jedynie chciało z min towarzyszy seansu, bo na ich twarzach odmalował się głęboki szok, z powodu mojego płaczu. :P Cholernie żałuję, że to już koniec i chyba znów zacznę ryczeć. Coś się kończy, coś zaczyna... 


środa, 13 lipca 2011

Recenzja : "Deklaracja" - Gemma Malley.

Tytuł: "Deklaracja".
Seria: Nieznana.
Autor: Gemma Malley.
Tłumaczenie: Tomasz Konatkowski.
Ilość Stron: 311.
Wydawnictwo: Wilga.

Opis Wydawcy: A gdybyście wy byli nadmiarami w świecie legalnych ludzi? Gdybyście nie mieli prawa żyć.Gdybyście byli zamknięci w zakładzie dla nadmiarów i nie znali świata za murami. Gdybyście uwierzyli, że nie macie żadnych praw i możecie tylko służyć innym.A gdyby wtedy zjawił się ktoś, kto opowiedziałby wam o prawdziwym życiu. Gdyby przekonał was, że Ziemia jest dla wszystkich ludzi a wy nie jesteście nadmiarami skoro ktoś was kocha i potrzebuje…Czy tak będzie wyglądać świat w przyszłości?



A Wy... Podpisalibyście Deklarację ?

Antyutopie, to kolejna popularna konwencja w literaturze młodzieżowej - podobnie jak w przypadku Paranormal Romance, znajdziemy pozycje oryginalne i zasługujące na uwagę, jak i te mniej warte poświęcenia cennego czasu. Powieści Antyutopijne, wręcz zalewają rynek literacki. Autorom nie brakuje nowych i świeżych pomysłów, na wizje przyszłości. Nieraz jest to przyszłość bardzo odległa, wręcz futurystyczna, czasem przyszłość niepokojąco bliska. 

"Deklaracja" to coś zupełnie innego, to książka która sprawia, że drżymy i myślimy z niepokojem o świecie za kilkadziesiąt lat. Akcja dzieje się w Wielkiej Brytanii, w roku 2140. Do tego czasu, przetoczyła się burza zmian i rewolucji w dziedzinie medycyny, kształtująca świat jaki ukazuje nam Autorka, w roku '140. W 2030 roku - przyszłości całkiem niedalekiej, której przecież z powodzeniem doczekamy, została wynaleziona Regeneracja, a w następstwie lek na Długowieczność. Został zahamowany proces starzenia się, ludzie nie chorowali. Życie wieczne. Czy nie tego pragniemy ? Zapewniam, że po lekturze książki Gemmy Malley, podziękujemy najpierw Matce Naturze, że przynajmniej my zestarzejemy się i umrzemy, a później Bogu i wszystkiemu co raczy nas wysłuchać, że "Deklaracja" to jak na razie tylko książka. Podkreślam, "jak na razie", bo ,świat ukazany w powieści i postęp ma ogromne szanse się ziścić. My na szczęście tego nie doczekamy, ale nasze dzieci, wnuki... 
Skutkiem leku na Długowieczność i życia w nieskończoność, na Ziemi nastąpiło przeludnienie. Skoro ludzie nie starzeli się i nie umierali... W 2065 roku wprowadzono Deklarację, którą 'ulepszono' w roku 2080, mającą na celu zmniejszenie liczby ludności na świecie - obywatelom zabroniono posiadania potomstwa. 

Nielegalni ludzie - dzieci, to Nadmiary. W jednych krajach bywają usypiane, zaś w Wielkiej Brytanii, są one odsyłane do specjalistycznego ośrodka, gdzie wiodą pożałowania godne życie - by odkupić Grzechy Rodziców i zadośćuczynić własne istnienie na Ziemi. Nadmiary nie narzekają, bo i takiego prawa nie posiadają. Uczone są, że nie mają prawa istnieć. Kradną legalnym powietrze, wodę - życie. Nie mają prawa głosu. Nie zadają pytań. Nie posiadają na własność nic, prócz ręcznika i szczoteczki do zębów. Myją się w lodowatej wodzie, albowiem ciepła należy się tylko Legalnym ludziom - oni są robactwem, nie mają prawa istnieć. Na świecie nie powinno ich być. Takie właśnie prawdy, są wpajane dzieciom od najmłodszych lat, odkąd tylko przybyły do murów ośrodka prowadzonego przez Panią Pincet. Nastolatki nie mają nazwiska, nie mają własnej tożsamości. Główna bohaterka - Nadmiar Anna, również...

Nadmiar Anna, przybyła do Grange Hall, mając zaledwie dwa lata, dziś kończy piętnaście. Pragnie stać się Wartościowym Zasobem i w przyszłości zostać służącą Legalnych. Anna Zna Swoje Miejsce, wie, że nie powinna istnieć i nie ma prawa istnieć. Została mianowana prefektem, pilnuje porządku i wydaje się być zadowolona ze swojego życia, choć może chodzi tu również o przyzwyczajenie. Dziewczyna nienawidzi swoich rodziców, uważa ich za skończonych egoistów i jest szczęśliwa, że z pomocą Grange Hall, może odkupić ich Grzechy i przydać się na coś Legalnym ludziom.

Pewnego dnia , w ośrodku zjawia się Peter - zuchwały chłopak, o świdrujących, dumnych oczach - tak różnych, od spuszczonego wzroku Nadmiarów. To on zaczyna przekonywać wszystkich, że nie są Nadmiarami, że ktoś ich kocha i potrzebuje. Czy wtedy można nazywać się Nadmiarem ? Peter twierdzi, że Ziemia jest dla wszystkich ludzi, że każdy ma takie same prawo do życia. Anna choć z początku przerażona, zaczyna wierzyć w to,że przybył by uciec z nią z ośrodka. I że nie jest Nadmiarem, ani nawet Wartościowym Zasobem. Jest Anną Covey. 

Bo są również ludzie, którzy uważają, że to młode osoby są przyszłością, a zahamowanie procesu starzenia jest sprzeczne z naturą. Ta garstka należy do Podziemia, stowarzyszenia pragnącego zmienić ówczesny świat i przywrócić go do pierwotnego, naturalnego stanu. 

"Nie można być Nadmiarem, jeśli ktoś cię kocha..." 

Akcja idzie szybko, nawet bardzo, ale jednocześnie Czytelnik ma czas na chwilę refleksji, co jest naprawdę dużym plusem. Akcja jest wartka, nie idzie jednak w przeraźliwie szaleńczym tempie, dzięki czemu możemy powoli zatopić się w tę barwną i mało optymistyczną, a jednocześnie pełną światła historię. Naprawdę, dawno nie spotkałam się z książką, która wywołałaby we mnie takie emocje. Nie było to rzucanie egzemplarzem o ścianę, ani przejmujące wycie. A jednak, trwoga która mnie ogarnęła i łzy płynące podczas czytania, były równe niezwykle emocjonalnej reakcji. 

Gorąco polecam "Deklarację" każdemu, niezależnie od wieku. Nie tylko dlatego, że to książka którą zapamiętamy na zawsze, ale także dlatego, że może ona ukazywać wizję naszego świata w przyszłości. Przyszłości niepokojąco bliskiej... 

Końcowa Ocena: 10/10. 

                        Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Wilga,za co serdecznie dziękuję.
                         

wtorek, 12 lipca 2011

Wielki Powrót, Wakacyjne Stosiki i Cała reszta !

Witajcie !
No i nadeszła ta chwila... nie wiem czy to czas aby się witać, ale i tak to uczynię. Wyszło tak,że po telefonie mojej mamy która z trwogą oznajmiła, iż mam tyle książek do recenzji,że po powrocie się nie wyrobię, wsiadłam w busa i wróciłam do Warszawy... zamierzam do Izy jeszcze pojechać, ale to koniec lipca, ew. koniec sierpnia, bo na początek przyszłego miesiąca mam zaplanowane coś innego. ;) Wróciłam już wczoraj, ale po całodniowej jeździe w dusznym busie,byłam tak skonana,że nie miałam siły myśleć, a co dopiero siąść do komputera. Na razie się aklimatyzuje, bo od Internetu praktycznie się odzwyczaiłam, a mój monitor wydaje mi się taki... mały. I dziwny. No, ale. Książek trochę przybyło, choć mama niesłusznie to oceniła - nie jest ich aż tak wiele. Ponudzę jeszcze trochę i powiem,że ten krótki 'urlop' był stosunkowo udany, chociaż idealnym go nazwać nie można. Z początku wszystko szło źle, poczynając od nachalnego podrywacza w autobusie, którego musiałam znosić cały dzień, bo był to autobus dalekobieżny. Dodam,że zaloty owego podrywacza, to bardzo łagodne i naciągane określenie, albowiem sprowadzały się one do pchania łap tam gdzie znaleźć się nie powinny i do  proponowania mi seksu.(Niby gdzie ku... ? Na siedzeniu w autobusie ?) Na co ja się zirytowałam (określenie również, mocno naciągane) i zwalczając w sobie chęć dania delikwentowi w gębę, poleciałam do kierowcy. :D Biedak był wyraźnie zmęczony i uciął to krótko - jak nie przestaniemy (???????) to wyrzuci nas z autobusu. No, cóż... Potem doszły sprzeczki z przyjaciółką i z kolegą, który się niespodziewanie zjawił, czym mnie niestety nie uradował. Ale potem było już tylko lepiej. ^^ Z jednej strony, jestem całkowicie obdarta z natchnienia i chęci pisania czegokolwiek. I oczy mnie bolą, chyba muszą się przyzwyczaić do ekranu. :P Idzie mi nieźle, bo skończyłam "Deklarację" Gemmy Malley, którą jestem zachwycona i myślę,że jutro ukaże się recenzja. ;) Co tam jeszcze... w ogóle się nie opaliłam, ale może to dlatego,że za mało wychodziłam na słońce, no, ale wszystko do nadrobienia. Na wsi było naprawdę fajnie, ale po kilku dniach można zwariować. Na szczęście mnie to nie dotyczy, bo nastąpiło to już dawno. ;) Teraz czas na stosiki. Wbrew pozorom, nie są one tak olbrzymie, jak myślałam,że będą. I tak się z nich cieszę. Mniejszą radość sprawia mi niestety widok moich książek, bo walają się po całym pokoju. Stosy są na biurku, na krzesłach, na parapecie... o regale nie wspominając. Nie mam gdzie ich wszystkich trzymać, pokój zagracony, a pieniędzy na te cholerne regały wciąż brak ! Zresztą i tak nie miałabym gdzie ich postawić... Uff. Sama się sobie dziwię,że tyle się napisałam. Może wena mi wróci... czas już na stosiki !

Stosik numer 1, to książki które otrzymałam w drodze współpracy z Wydawnictwami. Za wszystkie serdecznie dziękuje !

Od góry:

1. "Złamane Serca"- Pamela Wells. (Od Wydawnictwa Wilga)
2."Pożeracz Snów" - Bettina Belitz. (Od Wydawnictwa Znak Emotikon)
3."Jutro 2: W pułapce Nocy" - John Mardsen. (Od Wydawnictwa Znak Literanova)
4."Jutro" - John Mardsen. (Od Wydawnictwa Znak Literanova)
5."Ukąszenie Pająka" - Jennifer Estep. (Od Wydawnictwa Dwójka Bez Sternika)
6."Córki łamią zasady" - Joanna Philbin. (Od Wydawnictwa Bukowy Las)
7."Deklaracja" - Gemma Malley. (Od Wydawnictwa Wilga)
8." Rodzina Wenclow: Wspólnik" - Lena Najdecka.(Od Instytutu Wydawniczego Erica)

Stosik numer 2, to już moje własne nabytki, z okresu przed wyjazdowego i z dnia dzisiejszego. ;)

Od góry:


9."Last Sacrifice" - Richelle Mead. ( Tyle czekałam i wreszcie jest ! )
10. "Spirit Bound" - Richelle Mead. (W ślicznym wydaniu, chociaż okładka trochę mnie rozczarowała. "Obraz" jest papierowy, a twarda okładka, czarna. Ja ten papier zaraz podrę, znając życie... ale i tak mogę się na niego patrzeć godzinami... ach. )
11. "Neva" - Sara Grant. (Nie wiedziałam co wziąć, a o tej książce słyszałam wiele dobrego. Zobaczymy.)
12. "A Series Of Unfortunate Events : The Miserable Mill" - Lemony Snicket. ( W secondhandzie, tania jak barszcz to wzięłam. To była chyba jedyna książka w dobrym stanie i do tego w twardej okładce ! Co prawda, nie czytałam jak dotąd żadnej książki Snicketa...)
13. "Syrena" - Tricia Rayburn. (Tutaj też zachwyty zrobiły swoje... no i z Małej Syrenki nie wyrosłam.)
14. "Udręka" - Lauren Kate. (Z czystej ciekawości, ale póki co jestem załamana. )
15. "Wieczni Wygnańcy" - Cynthia Leitich Smith. ( W Matrasie, za 14.90 !)
16. "Siedem Promieni" - Jessica Bendinger. (Również owoc, Matrasowej promocji . )
17. "Czerwień Rubinu" - K. Gier. (Poleciałam za pochlebnymi opiniami...)
18. "Szczupła bez wyrzeczeń" - Michel Montignac. (Nie żebym aż tak potrzebowała tej metody. Oddała mi koleżanka. Może i warto zmienić nawyki żywieniowe, ale ja nie wyobrażam sobie życia bez słodyczy i Fast Foodów. )
+ Misiu z Matrasa - Matraś ! Uwielbiam maskotki... ;)) Bez zdjęcia, bo już zgrałam i nie chcę mi się nic więcej robić. Wybacz Matrasiu !

Popatrzcie na "Spirit Bound"... ja godzinami mogę się wgapiać w tą okładkę. Nie musicie mi mówić,że jestem dziwna - wiem o tym doskonale.













Stosik numer 3, to książki które mam z wymiany. Nie jest ich wiele, ale i tak mają osobny stosik.

Od góry:
19. "Nienasyceni" - Meg Cabot.
20." Wakacje z Piekła" - Antologia.
21. "Bale Maturalne z Piekła" - Antologia.
22. "Błękitna Godzina" - Alyson Noel.
23. "Świetliste Cienie" - Melissa Marr.
24. "Uprowadzona" - Lucy Christopher. (Wygrana w konkursie u Charlotte.)







Stosik numer 4,to Saga o Wiedźminie, której nie mogłam sobie po prostu podarować. Do tej pory, czytałam jedynie urywki "Krwi Elfów" Sapkowskiego, a kiedy dorwałam całość, to cóż... zakochałam się. I Geralt... mhmm. <3 Tak więc, kupiłam cały kolekcjonerski pak. Trochę denerwują mnie te czarne okładki, ale pewnie się przyzwyczaję. I oczywiście poluję na grę. Uświadomiłam sobie,że mój wujek ma Wiedźmina. Aaa ! Muszę do niego zadzwonić ! Chyba... pożyczy mi ?

Od lewej strony:                                                                    




25. "Ostatnie Życzenie" - Andrzej Sapkowski.
26. "Miecz Przeznaczenia" - Andrzej Sapkowski.
27. "Krew Elfów" - Andrzej Sapkowski.
28. "Czas Pogardy" - Andrzej Sapkowski.
29. "Chrzest Ognia" - Andrzej Sapkowski.
30. "Wieża Jaskółki" - Andrzej Sapkowski.
31. "Pani Jeziora" - Andrzej Sapkowski.



To by było na tyle, moi Drodzy. :( Biorę się za czytanie, a przede wszystkim za SPANIE, bo jestem wykończona. Od jutra już wszystko toczy się normalnym rytmem, czyli recenzje, recenzje i jeszcze raz recenzje... ^___^ Życzę udanych dalszych wakacji i dobranoc!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...