środa, 3 sierpnia 2011

Recenzja: "Spirit Bound" - Richelle Mead.

Tytuł: "Spirit Bound".
Seria: "The Vampire Academy".
Autor: Richelle Mead.
Ilość Stron: 498.
Wydawnictwo: RazorBill (W Polsce - Nasza Księgarnia).
DATA PREMIERY: 07 wrzesień, 2011 rok.

Opis Wydawcy:
Po straceńczej wyprawie na Syberię Rosę Hathaway wróciła do domu, do Akademii Świętego Władimira. Czekają ją końcowe egzaminy i życie poza bezpiecznymi murami szkoły. Tego od zawsze pragnęła, ale trudno jej się cieszyć ze świadomością, że on gdzieś tam jest. Dymitr, którego niegdyś kochała i którego nie zdołała zabić. Dziewczyna nie może też zapomnieć, że istnieje sposób, by pomóc ukochanemu. Jednak wiąże się on z podjęciem straszliwego ryzyka.
Czy za miłość warto zapłacić każdą cenę?




„ Fakt, że  żyjemy  oznacza, że powinniśmy  żyć".

"Spirit Bound", to kolejna, bo już piąta odsłona bestsellerowej serii Richelle Mead - "The Vampire Academy". (Pol. "Akademia Wampirów") ma w naszym kraju premierę już we wrześniu, tego roku, a bez wątpienia czekają na nią miliony. Ja także zaliczam się w poczet wiernych fanów serii i wypatruję polskiego tłumaczenie kolejnego tomu, jednak z mniejszym zaangażowaniem, niż wypada, bo książkę mam już za sobą. Z zasady, powinnam przemęczyć się do premiery i zrecenzować książkę gdy każdy będzie mógł ją przeczytać, ale już dawno przekonałam się, że moje ciało mnie nie słucha. Samo zasiada przed szklanym ekranem i zaczyna pisać. 


Moja przygoda z cyklem o uczniach Akademii Św. Władimira, zaczęła się zupełnie przypadkiem. Kiedy sięgnęłam po część pierwszą, byłam absolutnie oczarowana, a mój portfel długo potem nie mógł dojść do siebie. Przez "wrota" mojego pokoju, przewijają się dziesiątki, jeśli nie setki książek. Wiele z nich czytam bo muszę, by w następnej chwili o nich zapomnieć. Akademia zdecydowanie jest moim numerem jeden, wybijającym się ponad wszystkie pozycje z tego (i nie tylko) gatunku. "Spirit Bound" najpierw podczytywałam troszeczkę w formie elektronicznej polskiego tłumaczenia, ale wstyd się przyznać - oczy mnie bolały, więc co dłuższe fragmenty bezczelnie omijałam. W końcu stwierdziłam, że nie wytrzymam do polskiej premiery kolejnej części i mimo, że język angielski nie jest moją najmocniejszą stroną, to kupiłam powieść w oryginale. Ani trochę nie żałuję.


Rose Hathaway, siedemnastolatka, powraca do siedliska dampirów, by dokończyć szkolenia i zostać opiekunką przedstawicielki jednego z najbardziej wpływowych kręgów morojów, a zarazem najlepszej przyjaciółki - Wasylisy Dragomir. Dziewczyna zdolna była dla miłości poświęcić wszystko i w imię tego, wyruszyła Syberię, gdzie próbowała odnaleźć i uwolnić duszę ukochanego, Dymitra Bielikowa. Zadanie zostało, jak sądzi wykonane i Rose może na powrót cieszyć się życiem w szkole i stopniowo wracać do normalności. Jeden list i jeden sztylet, burzą krótko trwający spokój i stawiają główną bohaterkę, przed powracającym, niemożliwym wyborem. Również w sferze uczuciowej Panny Hathaway, panuje zamieszanie, albowiem musi ona wybierać pomiędzy ukochanym Strażnikiem, a Adrianem - arystokratą, zabiegającym o jej względy, z którym łączy ją tajemniczo silna więź. Dziewczyna rozpaczliwie próbuje znaleźć sposób na przywrócenie Dymitra do ludzkiego życia i oto znajduje się on, jakby się wydawało na wyciągnięcie ręki. Problem w tym, że jedyną osobą która może jej pomóc, jest brat niebezpiecznego przestępcy, no i on sam też by się przydał. Z chęcią walnęłabym tutaj masę Spoilerów, ale wiem doskonale, jak dobrze jest samemu odkrywać tajemnice książki, zwłaszcza tak wyczekanej. Powiem tylko tyle : łatwo nie będzie. 


"That Was the best non - sex ever", czyli ADRIAN IWASZKOW.
Niestety, nie byłam w stanie się powstrzymać. Adrian, bogaty, arogancki i zepsuty moroj z rodziny królewskiej, pojawia się w części drugiej - "Frostbite" (Pol."W Szponach Mrozu") i od tej pory Czytelnicy, a zwłaszcza główna bohaterka nie mogą się od niego opędzić. Już wtedy, gdy przy 'naszym' pierwszym spotkaniu stwierdził, że pot jest niezmiernie seksowny i poczęstował Rose papierosem, zapałałam do niego ogromną sympatią, która trwa nadal. Autorka znakomicie, wręcz perfekcyjnie rysuje nam jego plastyczną sylwetkę i ukazuje ogromne zmiany, jakie zachodzą w skonstruowanej postaci. Iwaszkow dojrzewa, zmienia się z roztrzepanego lekkoducha w rozsądnego i odpowiedzialnego (hmm...niezupełnie, ale...) mężczyznę. Potrafi być opiekuńczy i niejednokrotnie zaskakuje swoimi odruchami i przebłyskami moralności. Myślę, że fanki Adriana szczególnie ucieszą się z tej części, bo jest on jednym z bohaterów, którzy pojawiają się najczęściej. I dobrze, bo czas bez Iwaszkowa jest czasem straconym !


Richelle Mead, ma znakomite pióro, co udowodniła nie raz. Pisze lekko i z humorem, a wykreowana przez nią Rose, jak i reszta postaci jest dopracowana w każdym, najmniejszym nawet szczególe. Akcja nie pędzi już tak szybko jak dawniej, to część chyba najbardziej refleksyjna ze wszystkich, co nie znaczy monotonna. Momentów walki i akcji nie brakuje, ale nie jesteśmy nimi ani trochę przytłoczeni. Na szczęście. Podobnie jak w poprzednich częściach, mamy tutaj do czynienia z narracją z perspektywy głównej bohaterki, co jest tylko kroplą w morzu moich pochwał i zachwytów. Słownictwo i niektóre konwersacje Rose z poszczególnymi bohaterami, w oryginale brzmią o niebo lepiej, po prostu są bardziej płynne, brzmią tak... prawdziwie i naturalnie. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że poradzę sobie czytając książkę w oryginalnej wersji, a jednak. Słownictwo jest bardzo proste i sytuacje w których nie rozumiałam jakiegoś słowa, nie zdarzały się bardzo często. W takim wypadku, w ruch szedł słownik i na mojej twarzy znów wykwitał ten dziwaczny, radosny uśmiech, przez co wyglądałam jak narkomanka !


"- What are you, Rose Hathaway ? Are you real? You're a dream within a dream. I'm afraid touching you will make me wake up. You'll disappear.
- Touch me and find out."


Cały cykl wywołuje w Czytelniku ogromne emocje, wręcz nie do opisania. Po lekturze czwartej części, sądziłam, że morze łez zostało wylane i "Blood Promise" (Pol. "Przysięgi Krwi") nic nie przebije. Udało się to kolejnej części, bo przy "Spirit..." bywały zupełnie irracjonalne i wspaniałe chwile. Parskałam śmiechem, jednocześnie wyjąc wniebogłosy. Były też momenty chyba najspokojniejsze, kiedy łzy płynęły sobie strumyczkiem. Zdecydowanie, nie jest to książka którą czyta się powoli i beznamiętnie, którą odkłada się na bok, nie mogąc zmusić do dalszego czytania. Te powieść czyta się na jednym wydechu, bez najmniejszej przerwy, a kiedy spora ilość stron przeleci nam z prędkością światła, nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że to już koniec.


Zatem, sięgnijcie jak najszybciej po tę książkę, bo jej treść z powodzeniem zrekompensuje Wam nawet długi czas oczekiwania. Warto przekonać się, jakiego Rose dokona wyboru...

Końcowa Ocena: 10/10 !
***
Przedpremierowa sprzedaż książki, na EMPIK.COM.

4 komentarze:

  1. Ksiązka strasznie mi się podobała , jednak Dymitr strasznie mnie wkurzał, po tym jak... i w ogóle, że niby on nie chciał ... gadać i w ogóle. Leanne mam nadzieję że zrozumiałas o co mi chodzi, ja po prostu nie chialam żeby znalazł się tu jakiś spoiler :P

    OdpowiedzUsuń
  2. @Tristezza - zrozumiałam, na szczęście. :D Ja też nie cierpię Dymitra i cholernie mnie on wkurza ! Przez całą książkę marzyłam, żeby zginął, ale niestety.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no, ja go nie niecierpię, tylko akurat w tej części mega mnie wkurzał wiesz czym :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę się zabrać za drugą część. Może zanim wyjdzie szósta po polsku uda mi się przeczytać cztery znajdujące się pomiędzy, chociaż wątpię.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...